Tak wiec wyrobilam sie ciut przed czasem i mialam jeszcze jakies kilkanascie minut na nic. Siedzac na wyrku przegladalam jakies pisemko (Cosmopolitan?) i juz widzialam siebie w drzwiach z budzikiem w reku pokazujacym jej spoznienie. Ale sie zdziwilam. Przyszla punktualnie co do sekundy. Jednak aby nie odczuwac tak tej straty czasu na obmyslanie akcji mimo wszystko przywitalam ja z budzikiem w reku i pochwala mowiaca, iz jestem z niej dumna, po czym udalysmy sie do mego pokoju, gdzie juz czekala sterta wszystkiego.
Usiadlszy na wyrku rozpoczelam rozmowe, jednakze po chwili (zorientowawszy sie, iz opowiadam jej historie swojego zycia, a w kazdym badz razie skrot przelomu zeszlego i bierzacego roku) doszlam do wniosku, ze chyba jestem samotna.
Poruszylysmy temat niejakiej mlodzianki i przyczyny rozpadu mojej znajomosci z pewnym kims, ale to w sumie nie istotne, choc jestem samotna.
Jutro wracam do szkoly i czeka mnie test na pierwszej, korekta na ostatniej lekcji, a ja ani nic nie umiem, ani nie mam nic do korygowania.
Chyba dlatego tak latwo i chetnie mi sie dzis pisze, gdyz a)nie mam nic innego do roboty b)nawet jesli mam to nie chce mi sie.
I ciagle slucham Evanescence ktora bynajmniej nie pomaga, ale - na litosc boska - tak dokladnie odzwierciedla to co czuje, ze poglebienie smutku mi nie przeszkadza.
http://pl.youtube.com/watch?v=6Fv0l9RBxoU
Emily doesnt aim high. She aims low.
I to czeka wszystkich innych.
"I run to You
Call out Your name
I see You there
still You are further away"
Aha, i - tak, zrobilam sobie wczoraj te chrzanione warkoczyki.