schudłam, co z tego jak nie potrafię utrzymać wagi?
męczy mnie codzienne powtarzanie 'jutro'. obrzydliwe słowo.
opycham się wszystkim, wszystkim co podsunie mi się pod ręce. wychodzę z domu pod pretekstem 'idę z psem', ale biegnę do sklepu, w drodze myśl : 'na co mam ochotę? może jakiś wafelek? a może chipsy?' dobiegam do sklepu. decyzja podjęta:' wezmę i wafelek i chipsy' kupuję, pożeram i idę do domu. a tam płacz i pytania: dlaczego? po co? i postanowienia, że od jutra znowu zaczynam dietę, do wieczora wszystko okej, małe śniadanie, maly obiad, mała kolacja. po kolacji znowu 'wychodzę z psem' i tak w kółko.
wstyd mi przed wszystkimi, którzy chwalili moje postępy w diecie.mimo wszystko 47 na wadze...
ojciec znowu wrócił z imprezy,przewraca się, mama znowu płacze i tu gdzieś w moim pokoju ja...sama. potargane myśli. ból istnienia. załzawione oczy. dzięki Ci Boże, że mam takie cudowne życie. niech mnie ktoś stąd zabierze...
rzygam rzeczywistością.