50.9, wiec chyba nie jest najgorzej. Grunt, ze waga spada.
Zaczelam jesc jedzenie dla dzieci typu Bobovita itd. Sloiczek zawiera niewiele kalorii, które sa mieszanka witamin. Smakuje calkiem niezle, dopiero pózniej, po którejstam lyzeczce jedzenie robi sie troche mdle.
Dzisiaj zjadlam dwa takie sloiczki; Raz jedzenie bylo o smaku truskawki i jablka (110), a na obiad zafundowalam sobie drugi sloiczek o smakuu gruszki (115).
Do tego doszla rano kawa (80)
______________________________
Lacznie mamy 305 kcal
Kto wymyslil, zeby w wakacje wstawac przed 5 by pomóc rozpakowywac jedzenie? Boze... Ale to byly meki. Nie mówie tu tylko o wstawaniu, ale o jedzeniu. Swieze bulki i chleby, cieple jeszcze. I te precle z budyniem... Jak na zlosc byly cieple i pachnialy budyniem na kilomert. I kto to musial rozpakowywac...? Oczywiscie, ze ja...
Teraz chodza za mna przez caly dzien.
Wrócilam do domu po 15 i poszlam sie polozyc. Snilo mi sie, ze ludzie chcieli bym pakowala im jedzenie, a ja mówilam, ze piekarnia jest zamknieta. Po czym rzucala sie na jedzenie. Jadlam wszystko co bylo pod reka. Zanim zdarzylam komukolwiek zapakowac jedzenie, to bylo ono juz zjedzone do polowy. Koszmar...
Po przebudzeniu napilam sie napoju (ok. 50) i zjadlam kawalek ciasta ze sliwkami (ok. 160). Stoi jeszcze troche na dole i zastanawiam sie czy nie isc po jeszcze troche, ale boje sie jutra... Co sie stanie, jesli waga skoczy do góry...
Jestem taka glodna... Od 5 dni w sumie nie mialam nic normalnego w ustach. Wszystko ponizej 400 kcal, albo napychalam sie sokiem...
_______________________________
Lacznie 515 kcal
Dziekuje wam wszystkim za wsparcie i mile slowa. Lece poodwiedzac wasze blogi i dodac wam troche otuchy. Razem damy rade! :*