Magiczne 51.1.
Dzisiaj zjadlam ok 600kcal i jak zwykle odejmuje 400 bo tyle spokojnie spalilam. Dzisiajeszy dzien dal mi naprawde w kosc i jestem padnieta. Zeby bylo welesej to jutro zaczynam o 6:00, a koncze o 13:00. Zajebioza normalnie.
Nawet A6W nie chce mi sie robic, no ale... Dam rade.
Co do mówienia "nie", o którym wspominalam w poprzednim poscie... Nie wiem czy to przychodzi samo, czy moze jest chwilowe, ale moje usta automatycznie wypowiadaja to slowo. Nie dla ciasta. Nie dla nadprogramowej kawy z cukrem. Nie dla banana. Nie dla kolacji... Wczoraj gadalam z kolezanka przez telefon. Tez jest na diecie, ale zdziwila mnie, gdy powiedziala, ze sie cieszy na wtorek (idziemy wtedy do kina) bo bedzie mogla sobie pojesc popcorn. Przeciez popcorn to puste kalorie! To ja juz wole zjesc bulke z serem, bilans wychodzi podobny... Nie mam pojecia jak to dziala, ale automatycznie powiedzialam jej, zeby na mnie z tym jedzeniem nie liczyla bo jestem na diecie i planuje sie jej trzymac. Byla zdziwiona, gdy jej powiedzialam, ze ( i w ogóle! ) cos schudlam. Od razu padly pytania typu : "jak ty to robisz? ale zazdroszcze... tez bym chciala miec taka motywacje"... Tylko najlepsze jest to, ze ona jest chuda jak patyk i wmawia mi, ze jest na diecie. Po czym gdy sie spotykamy ze znajomymi to je i pije cholernie duzo. Nie mówie bym ja w takich sytuacjach nie jadla, ale nie marudze na drugi dzien, ze jestem na diecie....
Widze, ze sie cos rozkrecacie i chcialam wam podziekowac za wsparcie, poniewaz mam je tylko z waszej strony. Mama nie chce slyszec o diecie, a kolezanka co planuje schudnac... Cóz... same widzicie. No, ale.. Mamy siebie i razem nam sie uda (:
Do jutra!