strasznie straszny człek się ze mnie stał
tak jakby te trzy miesiące wiecznego szczęścia i wolności zdarzyły się milion lat temu... sama nie wiem w czym tkwi problem. najprawdopodobniej jednak nie W CZYM, A W KIM. zresztą żadną niespodzianką nie będzie, gdy napiszę, iż tym kimś jestem ja. jest mi tak ŹLE, tak NIEDOBRZE, że mam wrażenie, że zaraz wybuchnę od nadmiaru tych wszystkich negatywnych emocji. tak, nie wątpię - uczelnia i jej absurdalność mają w tym dość spory udział, ale bicz plis... nie tylko ja na tym świecie muszę studiować i zapierdalać, a miziam się ze sobą jak rozhisteryzowana i rozkapryszona pięciolatka. nie wiem, no nie wiem co mnie tak w moim obecnym żywocie boli. nadmiar obowiązków? siedzenie na uczelni do 20? nauka? brak czasu? tak jakby to było najgorszym, co mogło/może mnie spotkać. doprowadza mnie to wszystko do szewskiej pasji; ja sama doprowadzam się na skraj. jestem okropna, opryskliwa i wyżywam się na każdej żywej istocie, która stąpnie w mojej obecności zbyt głośno. wieczny strach skręca mi wnętrzności. i znów muszę to napisać: żal mi siebie. pustostan, w którym się znajduję jest żałosny. nie ma w nim miejsca dla nikogo i to przeraża mnie najbardziej.
tak bardzo chciałabym się z m i e n i ć
http://www.youtube.com/watch?v=2cuR_Vi6vas tymczasem bastille w listopadzie w warszawie, a ja we wrocławiu na kole z termo. pięknie :)))