Mówiłaś mi. Tak, zacząłem specjalnie tymi słowami. Pewnie wiele osób je zna, rzecz jasna z twórczości O.S.T.R.a. Właśnie słucham tej piosenki . Zaczynam tęsknić i się zastanawiać na tym całym życiem. Zwłaszcza, że ostatnio rozmawiam z Ciekawymi osobami, których światopogląd mnie inspiruje. Obudziła się we mnie chęć tworzenia.
Troche mnie poniosło a z pewnością niewiele osób wie co tam u mnie się ciekawego dzieje. Od początku sprawa wyglada tak. Ponad pół roku temu zacząłem wyjazdy za granice i tkwie w tym po dziś dzień. Nadal jestem sam. Troche za bardzo szaleje jak jestem w polsce. No i w sumie troche się zmieniłem. To wszystko jest efektem pieprzonej samotności za granica. Choć ostatnio zacząłem to zmieniać.
Pniedziałek wieczór godzina 18 a ja już po pracy byłem gotowy na wyprawe do stolicy Danii. Tak więc ja i mój znajomy Anderson szybkim krokiem pomkneliśmy na stacje kolejowa w strugach deszczu. W drodze zaczepiliśmy sklep aby zaopatrzyć się w wyśmienite wino Bianco oraz 2 plastikowe kubeczki. Wino szybko się skonczyło . Tak to moja zasługa bo ten kto ze mna pił wie, że nie lubię wolnego tępa. Dojechaliśmy do Kopenhagi i po wyjsciu z pociagu zaraz chcialem zmierzać w kierunku ulic. Ale Anderson na szczęście znał te okolice o wiele lepiej niż ja, więc wsiedliśmy do windy i ku memu zdziwieniu ruszyliśmy na dół. Tak to była przesiadka do metra. W końcu trasa środkami lokomocji dobiegła końca i ruszyliśmy na Christianie. W sumie to chyba jakoś tak się to pisze. Po drodze zachaczyliśmy o sklep. I kiedy chcialem wziąć czteropak Calsberga to mi się jedeno piwo wyślizgnęło. Nie potłukło się bo było zapuszkowane. Ale kiedy chciałem wymienić je na nowe sprzedawca mi zabronił i powiedział, że tego już nikomu nie sprzeda i musze je wziąć. W dodatku zapytał się mnie czy jestem polakiem. Odparłem, że tak i zapytałem się go skąd wiedział. Odparł mi "because your accent" . Wyszedłem troche zdumiony bo nigdy nikt nie stwierdził tak szybko i tak trafnie mojej narodowości na podstawie mojego akcentu. Doszliśmy w końcu na Christianie. Wielki obszar otoczony jakimiś murami. Na wejściu znak "zakaz fotografowania". Wielkie metalowe beczki z których wydobywał się płomień tworzyły niesamowitą aure. Dookoła stragany, stoiska, sklepy i bary. A to wszystko skupione w jednym magicznym miejscu. Tam można kupić wszystko, wszystko co przeniesie Cie do innego świata. Ja i Anderson kupiliśmy tylko troche haszu, żeby nam się wesoło wracało. Usiedliśmy pod wielkim parasolem, który chronilł kilka ławek i sporo ludzi. Wieszkość to obcokrajowcy, młodzi, wyluzowani na haju. Kolega skrecił blanta i zapaliliśmy dla relaksu. Po chwili przed nami pojawiła się kobieta w wieku około 30 lat. Ładna była tzn domyślam się, że śliczna tylko strasznie zaniedbana. Wyjęła z kieszeni ścisniętą dłoń. Otworzyła i pojawił się srebrny łańcuszek. Proste pytanie "you wonna buy?" . Oglądałem, sprawdzałem i się zastanawiałem czy kupić. Ale nie dlatego, że mi się nie podobał czy cena była za duża. Tylko dlatego bo się zastanawiałem co zrobi z tą kasą ta kobieta. Oczy miała szczere i serdeczne aż mi się jej szkoda zrobiło. Ale po chwili namysłu powiedziałem, że biore. Zanim wyciągnąłem pieniądze raz jeszcze zapytałem jej "you sure?". Widziałem to zakłopotanie w jej twarzy ale nie zrezygnowałem. Ona zadowolona bo pewnie kupiła sobie działke aby zapodać dożylnie (lub coś innego - ale mnie to nie rusza - jej decyzja, jej życie) i ja zadowolony bo na szyi mam piękny srebrny łańcuch za niewielkie pieniądze. W powrocie już nic ciekawego się nie działo. Spokojnie dotarłem do domu i położyłem się spać. Niby zwykła historia ale do dziś widze twarz "Nieznajomej" a zwłaszcza jej śliczne oczy, które wołały pomocy.
Kto chce się spotkać z boberkiem jak wróci do kraju? Proszę się zapisywać w kolejce J pozdrawiam wszystkich