cześć kochane. zauważyłyście, jak wakacje szybko upływają? cholera, nawet nie zauważyłam jak lipiec przebiegł mi przed nosem. czuje że marnuje sobie te 2 miesiące, siedząc przed komputerem, ale mam Was, a uwielbiam z Wami rozmawiać. dzisiaj wybieram się na miasto, i raczej nie będzie zagrożenia że coś zjem, bo już nauczyłam się nad tym panować gdy przechodzę obok wszystkich restauracji, fast food'ów i kawiarni. dziś musi być dobrze. mama wrzeszczy już od pół godziny, jestem egoistką dla której najważnejszy jest wygląd, nie liczy się dla mnie rodzina, tylko popierdolona dieta przez którą wyląduje w szpitalu. nie czytam też książek, ciągle siedze na dupie przy pieprzonym komputerze, albo wychodzę do galerii, nie mam żadnych zainteresowań i gówno potrafie...te słowa bolą, zwłaszcza gdy wypowiada je własna mama. z troski, tak? myśli że jeśli na mnie nawrzeszczy, to przestanę się odchudzać, zmądrzeje. wrzeszczy codziennie, do każdego bólu można się przyzwyczaić. gdyby choć raz przyszła do mojego pokoju, usiadła obok, przytuliła i powiedziała że pomoże mi z tym wszystkim. ale nie, nigdy nie doczekam się takich słów, może tak mówią tylko mamy w książkach i filmach, bo moja jeszcze w życiu ich nie wypowiedziała.
ah, no i bilans na koniec.
domowy jogurt kawowy.
+edit potem, po jakimś nieszczęsnym obiedzie.
obiad zjedzony w chińskiej restauracji, pycha.
teraz jabłko, mama mi rozkazała.