Ten czelendż mnie przerasta.
Mnie i moje kolano.
Mam ochotę rzucić wszystko w diabły, walnąć się na kanapę i zamówić ogrnooomną pizzę.
Na treningu odnosiłam wrażenie, że jestem tylko zbędnym balastem. On mógł biec duużo dalej.
"Rysia, bez ciebie i tak nigdzie bym nie wyszedł, możemy przecież iść"
"Mogę cię wziąć na plecy"
Ech, a babcia mówiła: "nie jeździj na chłopie!"
Nogi umierają.
Głowa sama opada.
Przywieźcie mi tę pizzę.
I jakąś wiarę w to, co robię.
Zabijając po raz setny lewą nogę.