Wróciliśmy z gór. W górach było bosko.
Nieograniczona wolność, smaczne piwo, niewygodne jak ten ciul łóżka, straszne Helgi, miły ksiądz proboszcz dyrektor, ogólny hardkor i cały oddział kleryków, który w zamian za obecność na porannej mszy, zgodził się podwieźć nas spowrotem do Gawrolina.
W życiu się tak nie wymodliłam.
W busie kleryków:
Ksiądz G: Pomódlmy się o dobrą podróż...
Ksiądz G: Oho, pełna godzina, wznieśmy naszą modlitwę ku Częstochowie...
Ksiądz G: Zmówmy litanię do najświętszego serca...
Ksiądz G: Czyżby nadeszła pora na koronkę do miłosierdzia?
Ksiądz G: To co, różaniec?
Itd, itp.
Dla ateisty i dziewczyny, która bardzo lubi Boga, ale bardzo nie lubi kościoła - horror.
Niemniej jednak, osiem dych do przodu, arrr!
Matury zdane; boskie 64 % z upiornej matmy (kto miał najseksowniejszego, najmądrzejszego, najfajniejszego nauczyciela, haa?), 98 % z upiornego rozszerzonego polskiego...
Kiedy dostałam ten arkusz i popatrzyłam na tematy wypracowań - moje serce zamarło.
- Te tematy... - myślałam ogłupiona - pieprzone tematy, ktoś je wymyślił pod tego gnoja... Pod tych dwóch gnojów. Znowu intelekt przegra ze ślepym wykuciem materiału...
- Do boju, mała! - zakrzyknął w mojej głowie ośli upór - dasz se radę!
- Prostak - pomyślałam.
To w sumie zabawna historia. Posłuchajcie.
Przed maturą z rozszerzonego polskiego modliłam się... Nie o to, żeby poszło dobrze, żebym dała radę. Nie. Jak ostatnia ześwirowana gimbuska prosiłam wyższe siły, żeby każdy z moich dwóch byłych chłopaków tę maturę uwalił. Nie z braku sympatii do nich, skądże, zwłaszcza drugi jest osobą sympatyczną, która nie zrobiła mi niczego strasznego. Chodziło o RYWALIZACJĘ. O której wiedziałam tylko ja. :D
Ale kiedy spojrzałam w dwoje brunatnych, dziko uradowanych ślepiów, które bezczelnie gapiło się na mnie znad kartki, przeszył mnie dreszcz.
Otworzyłam brudnopis i straciłam pół godziny na odwzorowywaniu wizerunków dwóch tłuściutkich humanistów, dyndających na szubienicy. Na ich głowach samą siebie, z pierzastymi skrzydłami, wzbijającą się do lotu.
Kobieto, puchu marny. Do tego podpis: ZNISZCZĘ WAS, ARRRRRRR!
W każdym razie, mój brudnopis wzbudził powszechną wesołość wśród nadzorujących nauczycieli, a po otrzymaniu wyników wiem, z całą pewnością, że zwycięzyłam moją prywatną wojnę, arrr!
Podejrzewam, że moją pracę sprawdzała jakaś szalona feministka, która postanowiła wesprzeć mnie w boju.
98 podstawowy ang, 78 rozszerzony...
Być może gdzieś się dostanę, trzymam za siebie kciuki :D