Strasznie ciężko idzie mi pisanie w ostatnim roku.. Teraz pichcę obiad, mała piszę lekcje a ja mam jakieś 5 min wolnego czasu. Jestem oduzależniona.Ostatnio w przypływie złości i smutku obciełam aż do skóry włosy... powoli mi odrastają, ale nie chce ich. Ostatnio.. ostatnio destrukcja jest silniejsza, nie mam ochoty aby żyć, wiecie? A najgorsze są kłamstwa, one mnie od niego oddalają. Boje się tu być, mam już za mało sił na to wszystko. A on chyba tego nie rozumie. Nie rozumie jak bardzo mnie ranili ludzie i jak on nie może być taki sam. Chcę odejść. Nie od niego, ale od świata. Uciec, zaszyć się i szukać nowej oazy bez oswojenia. Nie chcę już szukać uczucia, szczęścia.. czy whatever... Chce jedynie spokoju i od dłuższego czasu chce tylko spać, leżeć bez umiarku i liczyć gwiazdy na moim suficie. Niestety wszyscy wciąż czegość chcą. Chcą abym z nimi była, albo mówiła, alboo robila coś beznadziejnego. A ja jestem zakochana tak bardzo aż to uczucie wprowadza mnie w uczucie wewnętrznej agoni... Chciałabym ponownie zacząć żyć, pełnią tak jak kiedyś i uśmiechać się, ale.. właśnie to ale mi przeszkadza. On i jego kłamstwa, on jego udawanie że jest okej, on i jego bycie i płacz. Nie, ja chcę prawdy... tylko tyle...
M. / Przestaliśmy być jednością. Chyba poczułam wenę by znów pisać.