No więc. Wczoraj zjadłam. Mianowicie aż 5 gruszek i loda(małego). Nie, nie miałam napadu ani nic. Tata we mnie wmusił. Powiedział, że mam zjeść chociaż to. Co prawda były małe, ale zjadłam je wieczorem, więc dziś rano bałam się, że na wadze zobaczę 64.
Ale o dziwo zobaczyłam 62kg. Hm.. Mniej niż wczoraj ale jakoś wcale mnie to nie cieszy. Sama nie wiem czemu. Tak jakby spłynęło po mnie to, że jest o kg mniej. Chciałabym już chociaż 58. Dużo oczekuję. Tak. Ale gdybym oczekiwała mniej to nic bym nie osiągnęła. Taka już jestem. Muszę postawić poprzeczke wysoko. Chyba... Chyba zawsze muszę mieć poczucie, że to co osiągnęłam to zamało. To mnie mobilizuje.
Dziwi mnie tylko to, że z wczorajszej wagi cieszyłam się bardziej niż dziś. Heh.
Dzisiejszy bilans:
ś: nic
2ś: nic
o: pół serka homogenizowanego i gruszka (chyba żałuję, że zjadłam bo praktycznie nie chciało mi się jeść tylko było mi słabo)
k: planuję nic.
Dziś zrobiłam 250 brzuszków. Wieczorem jeszcze długi spacer.
Źle mi z samą sobą. Nie nawidze się.:(
Teraz zabieram się do czytania waszym wpisów. Mam nadzieję, że u Was jest lepiej.
Chudego Wam życzę.