ale mialam ciezki dzien mimo nafaszerowania sie wczoraj lekami, pol nocy spedzilam wymieniajac papier wepchniety do nosa i przekrecajac sie z boku na boku, zeby sie przypadkiem nie udusic. potem pobudka o szostej rano, przygotowanie pudelek z zarciem, ktorego i tak nie tknelam, i poltoragodzinna podroz do miasta, w ktorym mialam egzamin. cos tak czuje, ze z czytania, sluchania i pisania bedzie maks punktow, ale niestety poleglam na mowieniu... trzydziesci osob w sali, kazdy gada do swojego mikrofonu, ledwo slyszalam wlasne mysli i koniec koncow tak sie zestresowalam, ze gdyby ktos mnie spytal ktory mamy rok, to pewnie tez walnelabym jakas bzdure. teoretycznie odpowiedzialam na wszystkie pytania, ale jakos tak mega koslawo i bez skladni. troche mi przykro, ale coz... najwazniejsze, zeby bylo 109 punktow, ktore sa mi potrzebne na magisterke.
oprocz tego, z racji, ze bylismy w duzym miescie, moj d zaciagnal mnie do elektronicznego i zlozylismy sie na ps4. ta przechadzka po centrum kosztowala mnie mnostwo energii, wiec w drodze powrotnej spalam jak dziecko... teraz tez ledwo siedze, ale mam juz tak dosyc lezenia, ze musialam sie wygramolic z lozka. po za tym d juz cos tam dziala na ps, wiec chce sie upewnic, ze nic mnie nie ominie