Witam
Zdjęcie już było ale mam nadzieje że pasuje do treści poniżej...
Zaczne od takiego ciekawego cytatu z "Małego Księcia" "lis powiedział do małego księcia: Osfoiłeś mnie to teraz jesteś za mnie odpowiedzialny"
A teraz już niestety nie z bajki, natrafiłem na artykuł który wzbudził we mnie duże refleksje, nie sposób go tu po dodaniu i skruceniu co nieco od siebie nie umieścić...
Odkąd człowiek udomowił konia, a ten stał się zwierzęciem udomowionym, jego życie przestało zależeć od niego, a stało się własnością człowieka. Koń rozpoczął żywot zwierzęcia całkowicie zdanego na łaskę i niełaskę swego właściciela - człowieka.Stało się to kilkanaście tysięcy lat temu i trwa do dziś, z małymi wyjątkami stad koni, które żyją dziko w nielicznych miejscach
na świecie. Znakomita większość przedstawicieli tego gatunku żyje w cywilizowanym ludzkim świecie. W historii bywało, że za udomowienie konie płaciły słono często najwyższą cenę czyli życie. Działo się tak szczególnie w czasach, gdy w wojnach olbrzymią role odgrywały różne rodzaje wojsk zwanych ogólnie kawalerią. Aż trudno uwierzyć gdy się czyta, że podczas odwrotuNapoleona spod Moskwy życie straciło blisko 300 000 koni. Ostatnim miejscem gdzie masowo ginęły konie w służbie człowiekowi były pola bitewne II Wojny Światowej.
Nie ma już kawalerii, nie ma wojen, konie nie muszą w nich ginąć. Ale czy nie giną na innych polach bitewnych? Niestety giną. Giną spełniając ludzkie ambicje, ludzką chęć popisywania się, chęć uczestniczenia w rywalizacji sportowej, biorąc udział w wymyślonych przez ludzi zabawach zwanych sportem jeździeckim, w przeróżnych jego odmianach. Powie ktoś : taki ich los, wypadki zdarzają się, także ludziom, i trudno im czasami zaradzić. Można tak rozumować pod jednym warunkiem: że rzeczywiście śmierć konia uczestniczącego w zabawie ludzi jest wynikiem nieszczęśliwego wypadku. Tak bywa, ale nie zawsze. O tym nie zawsze poniżej słów parę.
Przed kilkoma miesiącami, podczas kolejnej próby pobicia rekordu skoku na wysokość, zabity został koń. Wylądował z wysokości ponad 2 metry na głowie łamiąc sobie kręgosłup. Powiedzą: cóż, wypadek. A ja zapytam: czy trzeba co rok organizować bicie rekordu? Czy trzeba pozwalać by w tak ciężkiej próbie brały udział młode osoby, z niewielkim doświadczeniem i umiejętnościami? Rekord Świata ustanowiony został w 1949 roku i trwa do dziś. Czy próbuje się go pobić każdego roku? Jak trudne to zadanie, można zobaczyć oglądając rekordowy skok na Youtube. Czy ktoś odpowie za niepotrzebne cierpienie i śmierć tego konia? Czy ktoś odpowie za narażanie życia młodej, nieprzygotowanej do takiej próby dziewczyny? Wątpię, bowiem zaraz po wypadku (jak to zwykle bywa) rozpoczęła się akcja zamiatania sprawy pod dywan. W maju tego roku na innych zawodach zginął koń łamiąc kręgosłup podczas nieudanego skoku na drugiej przeszkodzie krosu. Młoda dziewczyna z licznymi obrażeniami trafiła do szpitala. Powie ktoś: wypadek, WKKW to niebezpieczna konkurencja, o wypadek nietrudno.
Cofając się jeszcze o troche wstecz. Trener zabił konia podczas treningu na lonży. Młody ogier z problemem akceptacji wędzidła, wypięty do lonżowania, przewrócił się na plecy i doznał obrażeń, które spowodowały w efekcie zejście śmiertelne po 2 dniach cierpień. Znów powie ktoś : no cóż, wypadek, nie pierwszy taki i pewno nie ostatni.
Niestety pewno nie ostatni, bo wiedza i świadomość reakcji konia na ból wywołany kiełznem przymocowanym do wypinaczy, niestety, nawet wśród dyplomowanych trenerów, nie jest wystarczająca.
Czy trener stosując wypinacze wobec konia, o którym wie, że nie do końca zaakceptował kiełzno, nie igra z ogniem? Czy nie wie, że reakcje konia na ból w pysku spowodowany kiełznem mogą mieć charakter reakcji nieobliczalnych? Czy trener nie jest obowiązany znać choćby w stopniu podstawowym zagadnienia z zakresu psychologii koni ?
I ostatnie pytanie: czy trener poniósł odpowiedzialność za spowodowanie śmierci konia? I narażenia właściciela konia na straty pieniężne?Oczywiście że nie poniósł. Oczywiście, bo w środowisku koniarzy takie sprawy zamiata się pod dywan. Po co komuś znajomemu szkodzić, koni przecież mamy dużo, więc jeden mniej - jeden więcej .
Treść może dosyć dziwna ale nie bez powodu... Zbliża się okres Hubertusów gdzie niestety (choć coraz rzadziej) mamy do czynienia z przemocą wśród koni. Więc pamiętajmy że można inaczej...
Pozdrawiam
Piotr Sokołowski