Pędzę, pędzę, biegnę...
Chcę, więcej, więcej...
Mogę, mogę, muszę...
Napięcie, więcej, napięcie...
Czego chcę? Do czego dążę?
Wiem już, że nie wiem...
I wiem, że nie odnajdę sensu...
I wiem też, że nie powinienem go odnaleźć...
Wiem, że gdy go znajdę i zrealizuję, to o następny będzie jeszcze trudniej.
Tak wiem, że powinienem się zatrzymać.
Tak wiem, że tego chcę...
Tylko jak? Jak znormalnieć?
Jak przestać nadmuchiwać balonik.
Jak poczuć dziś?
Okowy codzienności...
Okowy rutyny i świadomość przyszłości...
Strach przed błędem... Przed konsekwencjami...
Paraliżuje kreatywność, paraliżuje chęć, paraliżuje chwile...
Jestem niewolnikiem samego siebie, niewolnikiem racjonalności, niewolnikiem wrażeń.
A chciałem być jedynie wolny!!
Chcę popełnić błąd, nauczyć się go nie bać.
Chcę żyć dziś, chcę być sobą.
Chcę uwolnić się od samego siebie...
Ale bez paniki... Chodzi mi o uwolnienie się od charakteru, nie od ciała;p
Chodzi mi o wypieprzenie ze swojej głowy tego steku bzdur zwanego wychowaniem, czy przystosowaniem do innych, który nie daje odetchnąć pełną piersią. Który nie pozwala sie cieszyć z codzienności. Śmiać bez powodu. Który sprawia, że aby zrobić coś zwariowanego czy szalonego potrzebna jest wymówka. Do wszystkiego potrzebny jest powód albo usprawiedliwienie. Błędy się usprawiedliwia, działania muszą mieć powód lub cel. Wszystko musi zostać wytłumaczone. Albo przynajmniej może. Nawet altruistów nazywa się egoistami... W końcu działają, dla zaskopojenia własnej potrzeby pomagania innym. Heh, to wszystko zniewala umysł, zniewala charakter.
Ten tekst jest beznadziejny... Bo żąda odpowiedzi. A odpowiedź to schemat. A ja nie chcę schematu. Ha, może w tym jest klucz... Źle szukam?
Dwie piosenki teraz mi się cisną na głowę:
"The Unforgiven" - Metallica
"Na Bruku" - T.Love
Chuj, bańki i dwie szklanki;P