Fala.
Rano obudziłam się z tak cholernie złym humorem, że odechciewało mi się żyć.
Walnąć się w łeb i zasnąć, najlepiej na wieki.
Zmusiłam się do pójścia do szkoły.
Ludzie z mojej klasy naprawdę działają na mnie antydepresyjnie. I to nieświadomie.
Założę się, że ona nawet nie wie, jaką olbrzymią radość sprawia mi pomaganie jej.
W szkole prawie fruwałam. Podskakiwać już zaczynałam.
Im byłam bliżej K. tym gorzej. Choć trzymałam się przez całe zakupy i potem jeszcze w domu...
Następnie zmusiłam się do zaczęcia odrabiania lekcji.
Teraz siedzę z twarzą schowaną w dłoniach.
Wkurza mnie to, że nie mogę się zrelaksować. Ale gówno* i historia czeka.
B r r r r r ...
Mamię się.
Nie zasłaniam okna.
Wyobrażam sobie, że on tam jest,
że stoi, obserwuje, trochę się męczy.
Chce, kocha, tęskni i kiedyś nie wytrzymie i sobie weźmie.
Marzę, wiem.
Cóż... Zgubiłam kolczyk.
Prawie zemdlałam, kiedy zobaczyłam 4+ na swojej pracy z chemii.
Dosłownie prawie zemdlałam.
* niemiecki.