Tak, tak! To już dziś! Dziś jest ten świetny, wielki dzień! Walentynki! Właśnie w dniu dzisiejszym tłumy rozhisteryzowanych dzieciaczków okazuje swoją miłość drugiej osobie. Czy to jest złe? Nie. Samo zło tkwi w moim zdaniem w tym "święcie". Nasza ''przyszłość narodu" nagle zaczyna kochać wszystkich dookoła. W ten ''szczególny dzień'' szaleją z miłości nie tylko najmłodsi. Ta mania doytka wszystkich. Ale zrozummy w końcu to, ze jeśli kochamy kogoś to nie raz do roku. A tak niestety się zachowujemy. Mim skromnym zdaniem jest to chore, dziwne. Nauczymu się kochać innych, szczególnie tych najbliższych 365 (lub 366, jeśli rok jest przestępny) dni w roku.
To jest ocena z punktu widzenia moralnego, czyli mojego. A teraz wersja dla materialistów ;)
14 luty. W tym dniu niesamowicie drożeją kwiaty, ciężej znaleźć miejsce w restauracji, we wszystkich sklepach z drobiazgami tłum. Dlaczego? Bo dziś jest amerykańskie święto, walentynki. Cholera, znowu trzeba wydawać pieniądze, a tyle się oszczedzało. A może mądrzej będzie poczekać kilka dni i sprawić swojej sympatii niespodziankę nawet i dwa razy? W końcu już niedługo wszystko znów potanieje. To chyba niezły pomysł?
Więc po tej chaotycznej wypowiedzi spytam tylko: dlaczego uznajemy walentynki jako święto zakochanych? Dlaczego dajemy zwariować się zachodnim zwyczajom? Przemyślmy sens tego wszystkiego i zauważmy to co najważniejsze...