Teraz naprawdę czuję wiosnę. Przyszła do mnie w sobotę, w Sobótce wraz z tymi wszystkimi głupimi rzeczami. I w sumie gdyby tak nie lało, to cała wyprawa pod Ślężę byłaby fajna, ale pani z >rzekomego< schorniska też dała radę.
ok, jest trochę lepiej niż ostatnio.
jestem trochę lost we własnej głowie, ale jest w porządku.
już przynajmniej serce nie chce wyskakiwać mi z piersi (bo ostatnio często miało to w zwyczaju)
trochę mi szkoda, ale nic nie zrobię przecież. shit happens.
pamiętajcie, humaniści nie palą.