photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 18 MARCA 2009

Niedziela, do wieczora, była pełna stresu. A potem była cudowna. I nie chodzi mi tutaj o jakość imprezy (bo była... mocno średnia), gości, muzykę. Właściwie udała się tylko dzięki piątkowej intrydze (w której tak naprawdę nie chciałam brać udziału, dopóki ktoś nie kopnął mnie mocno w dupę i nie powiedział, że jeśli ja czegoś nie wymyślę, to będę mogła czekać do usranej śmierci) no i dziewczynom, które o wszystko zadbały...


Jeeeeeeeeeejku. Mogłam napatrzeć się w te oczy, mogłam podziwiać ten uśmiech z odległości kilkudziesięciu centymetrów, a nie jak to zwykle bywało, na korytarzu z kilku(nastu) metrów. Rozmowa o tańcu, potem sam taniec i mój wybuch śmiechu, kiedy zauważyłam dwa różne buty...


I poświęcenie M. (po lewej na zdjęciu, najlepsza!), kiedy robiła z siebie idiotkę byleby tylko odciągnąć >brada< od nas.



No ale kurde, co z tego, skoro teraz jest znowu tak samo...


To jest już choroba, jestem pewna. Uciekam z lekcji, żeby skończyć tak jak >ta< klasa.