Nie wiem już nic i nie wiem gdzie mam iść, żeby zaszaleć
Dobrze, że nie chcesz ze mną być, bo nie chcę nic na stałe
Jak dzwonisz znów, to kurwa mać zabierz mnie na balet
Nie mów brak mi słów i nie mów, że jestem chamem.
Los po raz kolejny złapał mój moralny kręgosłup. Pozbawił mnie prawa do własnych marzeń. Punkt pierwszy. Pamiętam moment emocjonalnego potrzasku, spadku wyobraźni. Jedyny sposób na złagodzenie mojego bólu - autodestrukcja. Punkt drugi. Kolejna klęska. Próbowałam znaleźć część zrozumienia lub chociaż małą wskazówkę, która pozwoli mi utrzymywać równowagę w niecodziennej otchłani uczuć. Punkt trzeci. Ty. W swoim egoistycznym sercu łamałeś opór, by dotrzeć do mnie, wziąć za rękę i zaprowadzić na krawędź naszej przyszłości, gdzie jako jedyny mogłeś powiedzieć "nasz okręt miłości tonie, skacz". Punkt czwarty. Krew na dłoniach niczym dramat igrania z losem, łzy w moich oczach niczym dręcząca tęsknota. Punkt piąty. Przecież szczęście miało trwać wiecznie. Wszystko poszło nie tak. Ronię łzę żalu. W oczach honor stracił swój blask, jego miejsce zalała fala współczucia. Wariuje, a chwilę potem wiążę sobie ręce błędami z przeszłości i wracam na tą krawędź zmanipulowana emocjami. Stoję tam, tym razem sama. Robię krok w przód. Straciłam kolejną osobę. Skaczę.
Pozdrowienia z Żerkowa.