Nie ma takiej trudnej sytuacji, do której nie można dołożyć innych pretensji.
Nie mam problemów, zawsze mam jeden dodatkowy, w pakiecie.
Muszę podzielić się pomiędzy tym, co mnie martwi, a udawaniem, że wszystko jest okay,
aby przypadkowo nikogo nie urazić.
Zamiast poświęcić myśli na to, co mnie dręczy, muszę przejmować się zbędnymi nadinterpretacjami.
Ciągle muszę się prosić, namawiać, tłumaczyć, siebie minimalizować.
Chyba sama wiem, że to są sprawy proste, które nie powinny wymagać połowy zachodu.
A dziś, dziś straciłam przyjaciela.