Przyśniła mi się dzisiaj moja wróżka Aldona ( która jakiś czas temu przepowiedziała mi drogą mailową niezupełnie świetlaną przyszłość ) w czarnej powłóczystej spódnicy i powiedziała - nie masz photobloga - nie istniejesz! Pomyślałam, że coś musi w tym być, bo na przykład taki Serdel wygląda, jakby już kompletnie o mnie zapomniał i na dobre utonął w tej swojej podwarszawskiej alkowie, nie wyściubiając z niej grubego, piegowatego nochala i.. voila, oto jestem. Tak, tak zwyczajnie nudzi mi się, Ola dużo za dużo pracuje a morze zrezygnowało z moich odwiedzin anonsując mi to wielkiiiim rzęsistym deszczem, argh.
U KillBillka po staremu, nadal zjadałaby kupy z kociej kuwety, gdyby nie to, że kupiłam zamkniętą. Teraz tylko rzuca jej smętne spojrzenia i węszy w powietrzu, gdy przez mieszkanie przetacza się zapach świeżego, kociego gówienka. Koty wyglądają na zachwycone przeprowadzką, siedzą przy balkonie i ciężko zdziwinione obserwują nowe ptaki - mewy czy tam rybitwy - które drą mordy (tj. wspaniale śpiewają) każdego ranka i nie ranka z powodu bardzo niewielkiej odległości do morza.
Życzę sobie miłego fotoblogowania i zeby mi woda sodowa nie uderzyła do głowy z powodu popularności, jaką niewątpliwie tu osiągnę ; ) .