Wybacz, że publikuję ten piękny tekst, który napisałeś dla mnie, dopiero po Twojej śmierci.
Nie dostrzegam ostrzy w moich słowach,
Nie potrafię wyłapywać twego wzroku boleści.
Szatańska gra nauczyła mnie obojętnośc
i,
Nawracając ciągle do zgniłości w dniach.
Są chwile w których zamykam zmęczone jasnością powieki,
A myśli uciekają samoistnie w zabliźnione cierpienie.
Nie szukam wytłumaczeń , nowych dróg ucieczki,
Chce tylko w samotności popaść w błagalne omamienie.
I tak..leżąc w krwi własnej nienawiści,
W całym spowolnionym istnieniu..
Wstaję , obmywam sen pełen ludzkiej misterności.
Podążam za Tobą , w swym destrukcyjnym myśleniu.
Chce Cię dotchnąć , poczuć smak zgorzkniałego smutku.
Docierając do mego wnętrza ,dajesz mi wyblakłą wiarę
I zarzekając się ,że to ostatni raz,
Podlewam twymi łzami czarnej róży płaty kwiatu.
Nie czuję tego tak ,jak powinienem..
Ciągłe paraliże, ciągłe swego grobu odkopywanie.
To moje ostatnie krwawe westchnienie? Czy ostatnie wydobywające się z serca utracenie?
Stwarzasz mnie na nowo,
Czarne zamieniasz w olśniewające,
Uśmierconym, wypowiedzianym zdaniom przywracasz żywotność.
Złym chwilą dajesz nowe nic nie mające zawistnie znaczenie.
A moje życie uczyniasz mniej ulotne.
Jesteś dla mnie jak świeży powiew letniego, burzliwego deszczu.
Jak uśmiech zatroskanej matki podczas gorszego dnia w życiu.
Jak wskrzeszenie spowitej radości w mroku
I otrzymanie dłuższej , miłej chwili w egzystencjalnym jej odbiciu.
Mógłbym Ci oddać sny, kiedy nie potrafiłabyś zasnąć.
Mógłbym pilnować każdej dręczącej Cię tajemnicy.
Mógłbym trwać w bezczynności oddechu, w ramionach bezpiecznych Cię mając.
Mógłbym za Ciebie nieżywy wylądować w zimnej Kościelnej kaplicy.
Obiecuje , że się zmienię , przyżekam życ nawet gdy się tego boje.
Obróce świat w pył dla Ciebie,
Wstanę z grobu, by ponownie uciszyć przerażone krzyki twoje.
Umrę grzeszny, być Ty mogła Zbawiać się w niebie.