Moja Nieśmiertelna.. Moja Turkaweczko...
Zgasłaś tak szybko, zbyt szybko..
Dziś mija pięć lat, pięć długich, dziwnych, pustych lat bez Ciebie.
Poznałyśmy się w szkole średniej. Ja cicha, ona jak tornado. Głośna, wesoła, szczebiocząca. Zawsze uśmiechnięta, zawsze. Nigdy nie miała łatwego życia. Duża rodzina, mały dom i wiecznie czepiający się ojciec. Raz po razie trafiała na dupków. Rozpaczliwie poszukiwała czułości, a jedyne co dostawała to cierpienie.
Pomyślisz sobie pewnie, że co dziewczyna mająca szesnaście czy siedemnaście lat może wiedzieć o miłości i draniach. No cóż, w dzisiejszych czasach drani jest pełno i są nimi nawet gówniarze.
A ona? Mimo wszystko zawsze usmiechnięta. Kiedy zaczynała się z czegoś śmiać, wszyscy dookoła również zaczynali się śmiać, tak zaraźliwy miała śmiech. I nigdy nie śmiała się połowicznie, zawsze do łez. Łzy płynęłyjej po policzkach, a ona się śmiała.
Skończyła się szkoła i moja Maleńka poznała faceta. Była w nim bardzo zakochana. Tak bardzo, że zostawiła da niego wszystko i razem z nim wyjechała do Krakowa. Mieszkali tam przez niecały rok. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia wróciła do rodzinnego domu, znajoma załatwiła jej staż w jej rodzinnej miejscowości.
Ze zwzględu na to, że to był okres świąteczny umówiłyśmy się, że spotkamy się po nowym roku. Tak na spokojnie. Żeby wreszcie się zobaczyć.
To był wtorek. Akurat miałam wolne. Rano zadzwonił do mnie telefon. Kiedy powiedzieli mi, że ona nie żyje, nie uwierzyłam. Wszyscy, ale nie ona. Tego ranka szła na ten staż, stała na poboczu i czekała na brata, który jeszcze nie wyszedł z domu.
Zginęła na miejscu.
Na jej pogrzebie pojawiłyśmy się w sześć, z całej trzydziestotrzy osobowej klasy. Nikogo to nie obeszło, nikt więcej nie przyszedł.
Zastanawialiście się kiedyś jak to będzie, gdy to Was spotka ten los? Ilu prawdziwych przyjaciół przyjdzie Was pożegnać? Kto tak na prawdę zapłacze i kto będzie o Was pamiętał po kilku latach?
Żyjemy w dziwnych czasach. Coraz więcej mówimy, a coraz mniej rozmawiamy. Mieć dziś prawdziwego przyjaciela graniczy z cudem. Owszem, mamy mnóstwo znajomych, ale kiedy dopada Cię ten czarny strach, ten zły dzień czy jest ktoś do kogo możesz zadzwonić i zzaprosić na spacer, by po prostu pomilczeć?