photoblog.pl
Załóż konto
Dodane 2 STYCZNIA 2016
21
Dodano: 2 STYCZNIA 2016

Bonjour, Belle :)

Szczerze, sama nie wiem co ja właściwie tutaj robię. Może nie potrafię już milczeć, może chcę żeby ktoś wreszcie zajrzał w moje myśli. Sama nie wiem...

Ostatnio w moim życiu strasznie się namieszało. Zaraz powiecie: a kto ma lekko? Pewnie, że nikt. Każdy ma problemy, z którymi radzi sobie lepiej lub gorzej. Ja ze swoimi radzę sobie średnio. Był dzień, kiedy myślałam, że się poddam. Obudziłam się rano z tak potwornym bólem głowy, że myślałam, że mi ją rozsadzi. Zapomniałam już jak to jest mieszkać w domu pełnym ludzi.. Bo niestety musiałam wrócić do rodziców, a tu pełna chata.. No, ale cóź.. Jak się nie ma co się pragnie to się bierze co popadnie. Ale wracając do tematu, obudziłam się i pierwsze co zrobiłam to zaczęłam płakać. Łzy leciały mi ciurkiem, już nawet nie próbowałam ich powstrzymywać. Patrzyłam w sufit i modliłam się, żeby czas się cofnął, ale niestety to tak nie działa.

Swoją drogą, taki wehikuł czasu to byłby ponadczasowy MUST HAVE. Kto by go nie chciał.. 

Ale wracając do tematu, nie miałam nawet siły wstać. Po prostu leżałam i płakałam, paląc setnego papierosa. Około 13 zadzwonił telefon: raz, drugi, trzeci i znów ta niemoc. Brak siły by podnieść rękę i odebrać. Nawet sobie nie wyobrażasz co człowiek przeżywa w takiej pozornie nic nie znaczącej chwili. Pomyślisz sobie: "Chryste, to tylko odebranie telefonu, nie wejście na Mount Everest", a ja Ci odpowiem: " Masz rację, to jest jeszcze gorsze". W takich chwilach w Twojej głowie pojawia się miliard myśli. Może chciałabyś odebrać, bo nie dokońca chcesz zostać Mniszką w pustelni, ale wiesz że to bez sensu. Po co odbierać? Już wiesz, że jak tylko podniesiesz tą cholerną słuchawkę, usłyszysz te same słowa:

 

Jak się czujesz? Wiadomo coś nowego? Wszystko będzie dobrze. Nie siedź w domu, wyjdź z nami.

 

A Ty nie masz na to ochoty. Bo i po co? Wiesz, że źle się będziesz wśród nich czuła, bo będą Cię pocieszać na siłę, albo pieprzyć od rzeczy, żebyś zapomniała o tym co się dzieje. A jak masz, do cholery zapomnieć?! No jak?!

 

Właśnie takie myśli kłębiły się w mojej głowie, kiedy telefon dzwonił po raz siódmy. W końcu jego dźwięk zaczął mnie irytować. Podniosłam słuchawkę. Jeszcze zanim się odezwał wiedziałam, że to on: mój Chevalier, mój Rycerz. Pierwsze co usłyszałam: " Natychmiast przestań płakać i wyrzuć tego fajka". Uśmiechnęłam się. Jesteś tysiące kilometrów ode mnie, a znasz mnie jak nikt. 

 

Może zabrzmię jak tkliwy harlequin, ale to jak jedność dusz. 

Poznaliśmy się przypadkiem, mało romantycznie, bo w necie. Początkowo raz na kilka dni wymieniliśmy kilka wiadomości. Szczerze? Odpisywałam na odczepne, z grzeczności. Nie był nachalny, ani wulgarny. Czasami chciał się podzielić jakąś myślą czy obserwacją i spytać co ja o tym myślę. Aż pewnego dnia zaczęliśmy długą dyskusję. O czym? Nie pamiętam, ale wiem, że pisaliśmy do 4 rano. Żegnaliśmy się od drugiej, aż w końcu o czwartej zadzwonił do mnie i kazał iść spać. Wtedy pierwszy raz usłyszałam jego głos i możecie nie wierzyć, ale dostałam gęsiej skórki. Od tamtej pory zaczęły się telefony, nie było dnia żebyśmy nie rozmawiali. Wiele godzin i zawsze było o czym. Najdziwniejsze i najpiękniejsze było to, że myśleliśmy dokładnie tak samo. On zaczynał, a ja kończyłam. Mówiliśmy to samo w tej samej chwili. To co on lubił, lubiłam też ja. To co mnie drażniło, wkurzało jego. Jakby był moją kopią. Oboje po przejściach, koszmarnym związku. Mieliśmy się zobaczyć za dwa miesiące, wtedy miał przylecieć na urlop. Pamiętam, jak się czułam, gdy nagle dostałam od niego wiadomość, że on nie wytrzyma i przylatuje za tydzień. Nie mogłam w to uwierzyć.

Bałam się, tak cholernie się bałam, że to wszystko może okazać się nie prawdą. Myśl o tym, że to może być pomyłka, a on może nie być tym za kogo się podaje była nie do zniesienia.

W dzień spotkania myślałam, że zejdę na zawał. Byłam gotowa już godzinę wcześniej, ale celowo nie dałam mu znać, żey chociaż jeszcze chwilę odciągnąć ten "Sąd Ostateczny". Z jednej strony chciłam wreszcie go zobaczyć, z drugiej paraliżował mnie strach. Była równo dziewiętnasta, gdy dotarłam na miejsce. Oparłam się o kolumnę i czekałam. Początkowo go nie zauważyłam. Stał i patrzył. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to kwiaty, które miał w ręku. To nie były róże, nie żadne tulipany.. Nie, nie.. On miał w ręku trzy długie, piękne, cudowne słoneczniki. I wtedy już wiedziałam, że to on. Pierwsze trzy minuty, totalna cisza. Patrzyliśmy sobie w oczy i ani słowa, a później złapał mnie za rękę, przyciągnął do siebie i przytulił. A ja utonęłam w tych ramionach. Spędziliśmy ze sobą pięć dni, pięć długich dni, pełnych czułości, szczerości i tu Was zaskoczę, bez seksu. Nawet nie próbował. Każdego dnia, budziłam się szczęśliwa z poczuciem, że jestem we właściwym miejscu z właściwym człowiekiem. Ostatniej nocy przed wyjazdem, obudził mnie w nocy. Powiedział, że chce spróbować, że chce ze mną być, że może to szaleństwo, ale nie może inaczej, a ja się zgodziłam, bo czułam to samo. 

Myślicie pewnie, że to było dawno, a takich facetów już nie ma? Dziś mijaj dopiero półtorej miesiąca od tego dnia, a my już planujemy wspólne życie, bo oboje wiemy,że to jest to. 

Nigdy w życiu nie byłam niczego tak pewna. On jest jak moja druga połowa. Jest cudownym, wspaniałym, czułym i kochającym mężczyzną. Dba o mnie jak nikt, zawsze ma dla mnie czas, trzeżwo myśli o życiu, ciężko pracuje, nie ma nałogów, jest oazą spokoju i tak na prawdę tylko on potrafi mnie uspokoić. 

Przepraszam, więc wszystkie dotychczasowe miłości za to, że tę uważam za pierwszą i prawdziwą.

 

On jest jak bezpieczna przystań, gdy wokół mnie panuje ten sztorm.

 

Nie umie pocieszać, nie głaszcze mnie po głowie, motywuje mnie i każe walczyć. Właśnie dzięki niemu wciąż jestem w pionie. Zawsze gdy dzwoni pyta o to, jak w tej chwili wygląda sytuacja, o wszystkim pamięta i o wszystkim chce wiedzieć, a kiedy już dostaje te informacje tak prowadzi rozmowę, że zapominam o tym co się dzieje. 

O tym, że nie wolno ufać ludziom za bardzo, że pełno jest hien, które próbują Cię wykorzystać w swojej grze. Które narobią,syfu by kogoś pogrążyć, po czym próbują się wywinąć zrzucając odpowiedzialność na Ciebie. Że nie ma nic na zawsze, a zdrowie jest kruche jak dmuchawiec na wietrze i bardzo łatwo je stracić. 

Na moje nieszczęście, ja jestem typem kobiety, która zbytnio ufa. Nie wszystkim oczywiście, ale kiedy ktoś staje się dla mnie chociaż trochę bliski. Wtedy nie podejrzewam go o nic. Z góry zakładam, że ta osoba nie zrobi mi krzywdy i tu właśnie różnimy się z moim Chavalier. U niego poziom zaufania dla każdego na starcie wynosi 0, u mnie niestety 100. 

 

Życzę Wam, moi mili, byście znaleźli miłość, bo ona jest wszystkim. Kiedy jest miłość, macie wszystko.

Komentarze

paraswiadomosc oby Wam sie ukladalo :) macie piękną romatyczną historię. ps: nie uznaj tego za zlosliwosc bo nie o to mi chodzi, ale zmienilabym tlo na lagodniejsze bo bardzo bola oczy jak sie czyta na tym tle
03/01/2016 20:06:29