Caly czas chodze nieobecna, zamyslona nawet nieco smutna..
Zastanawiam sie nad swoim zyciem, oraz nad wieloma innymi rzeczami..
Oddalam sie coraz bardziej od codziennego zycia..
Tak jakbym zyła w innej czasoprzestrzeni..
Moze dlatego ze ciagla praca i brak kontaktu ze znajomymi wybiły mnie z rytmu..
Mam chec powiedziec "dośc" podniesc sie i wyjsc bez słowa z domu, nie muszac wracac do spraw ktore tak bardzo mnie przyłaczaja..
Pojsc gdzies rozerwac sie i zapomniec o narastajacym lęku..
Pulsuje we mnie wszystko na samą mysl ze jest jak jest i nie mam zadnej drogi ucieczki..
To wszystko mnie przytłacza..
Dlaczego nie moge tak jak inni lezec na plazy popijac piwo i spac na lonie natury ?!
Smiac sie oraz oddychac..
Tak bardzo mi teraz tego trzeba..
Jestem wstanie oddac wszystko by moc beztosko patrzyc w niebo..
I nie zastanawiac sie nad tym ze trzeba rano wstać i meczyc sie z tymi ludzmi..
Wszystko staje mi sie coraz bardziej obojętne..
Bo co ja moge zrobic jako niedojrzała 17latka?
Nie potrafie wstac i powiedziec co mysle moze i potrafie i czesto to robie..
Ale dla niego to smieszne, on kpi ze mnie i z moich marzen..
Ja nie chce sie krzakac bez celu po tej planecie..
Smiało moge stwierdzic iz nie mam swojego zycia !
Znajomi przegonili mnie o 360'..
Chce byc tam gziemoje miejsce..
Chce poprostu normalnie funkcjonowac !