Czasem mam wrażenie, że zagubiłam gdzieś siebie w tym bezradnym i bezbronnym świecie. Wszystkie uczucia zakopuję głęboko pod ziemią, aby ujrzały trudność w odnalezieniu pożądanego właściciela. To tak jakby świadomie izolować się przyjmując maskę chroniącą przed szkodliwym działaniem emocji z zewnątrz wytwarzanych przez ludzi pełnych nienawiści. Życie z dnia na dzień stało się tylko tkaniem iluzji. Walcząc samodzielnie kontra społeczeństwu na tle świata, któremu próbuje narzucić swój tok myślenia, gubię się w czymś co przed kilkoma dniami określałam mianem normalności. W sinym odbiciu lustra widzę własną osobę nieradzącą sobie w odnalezieniu granicy normalnoścci. Ciekawość odnajduje się gdzieś w momencie kiedy dochodzę do dylematu pomiędzy brakiem umiejętności "wejścia" za mury obronne ludzkich umysłów, a brakiem świadomości. Każdy człowiek będący wzorcem normalności chowa w swojej duszy myśli, które wzbudzają w nim strach, sny, o które nikt nie śmiałby go podejrzewać. Nie ma ludzi nienormalnych. Są tylko tacy, którzy zagubili się w swojej rzeczywistości, zabijając serce, a duszę pozostawiając w resztkach świadomości. A dziś moi bliscy oskarżają mnie o istnienie wyzbyte uczuć, nie rozumiejąc, że to oni machinalnie je we mnie zabijali.
Krwawię cicho żyjąc, żyję cicho krwawiąc. ;C