Lubię ten subtelny dotyk przeznaczony tylko i wyłącznie dla mnie, oczywiście, że lubię - jak każdy inny w jego wykonaniu. ale nie on oddziałuje na mnie najbardziej. Kocham, gdy mocno zaciska swoje palce na moich - jakby ze świadectwem tego, że jeszcze dużo dotyku zostało, jest i będzie, choć z czasem stopniowo zacznie się wyczerpywać, aż w końcu całkiem ustanie przy ostatnim pożegnaniu. Codziennie popełniam ten sam błąd oddając skrawek wnętrza ludziom, którzy w zupełności na to nie zasługują. Chyba mam zbyt dużo zaufania i naiwności w swoim sercu. Jednak prawda jest taka, że szczęście jest rezultatem naszego osobistego wysiłku. Trzeba o nie walczyć, dążyć do niego, upierać się przy nim, dbać i pielęgnować najlepiej jak się potrafi. Moje szczęście zamyka się w Jego osobie. Nic więcej nie potrzebuję.
A jutro czeka mnie spotkanie z tą demoniczną kobietką... Może nie poniosą mnie emocje w zbyt dużym stopniu, ajj.. Może dam radę, a teraz spadam, cześć ;)