...Jest Aktywny
No to tak... Na zachodzie bez zmian. Siedzę, ryję, słucham Dody i zwoje już mi się prostują Na razie 3:0 dla mnie. Biorąc pod uwagę nie tylko zaliczenia i egzaminy to nawet trochę więcej
Ekonomia - moja największa zmora. Jeszcze długo będzie mi się czkawką odbijać. Na szczęście to już za mną. Ale opowiem jak to było, bo historia długa i zawiła.
Znając swój zegar biologiczny, zwłaszcza w wakacje, kiedy działa zupełnie naturalnie, stwierdziłam, że pobudka o godzinie 5.00, żeby zdążyć na egzamin do Warszawy na 8.00, nie wchodzi w grę, bo to się po prostu nie może udać. Dlatego też postanowiłam nie kłaść się w ogóle. Myślę sobie tak - posiedzę, pouczę się, tylko mi to na zdrowie wyjdzie. Tak też zrobiłam. Zresztą normalnie siedzę do 4.00, więc godzina więcej nie zrobiła mi specjalnej różnicy.
Na pociąg 6.06 wyszłam odpowiednio wcześniej, żeby oszczędzić sobie biegu w obcasach. Stoję na peronie i czekam. I czekam. I CZEKAM CZEKAM
I już mnie cholera powoli bierze. No bo ile można czekać jak się jedzie na bardzo ważny egzamin? Pociąg przyjechał po 40 minutach, definitywnie przekreślając moje szanse na dojazd o czasie
Wparowałam do sali grubo po studenckim kwadransie i stukając obcasami (co za licho podkusiło mnie zakładac te buty) doczłapałam do katedry i zaczęłam się gęsto tłumaczyć. Profesor zapytał, czy chcę pisać zaliczenie czy egzamin. W sumie to sama nie wiedziałam (muszę mieć ocenę z podstaw czy nie muszę?), ale egzaminu w pół godziny nie zdążyłabym napisać za Chiny Ludowe, więc wybrałam zaliczenie.
20 pytań. Testowych. Jedna odpowiedź poprawna. Informacja, że zalicza 11 punktów na 37. Jak to podzielić? Nie dzielę. Rozwiązuję. Płynność agregatów pieniężnych, mnożniki, krzywe konsumpcji... No nie ważne. Szybka wyliczanka, wypełniłam, oddałam, wyszłam.
A potem nastąpił traigczny dzień 4.09. Pojechałam rano na łacinę. Spałam 3 godziny. Zaliczyłam zdania z ut i formy czasownika. Potem do BUWu. Na campusie spotkałam Olka. Olek mówi, że od poprzedniego popołudnia są zaliczenia w usosie. No jak są to trzeba sprawdzić.
A tu psikus! NKTak, jakbym w ogóle na zaliczenie się nie stawiła. A może nie zaliczyłam testu i to dlatego? Olek zaliczył. Mówił, że łatwy
Mnóstwo szybkich myśli. Coś o pomarańczowej linie, czy nie za cienka, o wodzie w Wiśle, o rzuceniu tego wszystkiego w cholerę.
Napisałam maila - że jak to tak, przecież byłam, spóźniłam się nawet! Czekam. Znowu czekam. Ekonomia będzie mi się kojarzyła właśnie z takim nerwowym czekaniem. Czekam i robię nic. A miałam się uczyć. Miała mi łacina dobrze pójść i miałam mieć motywację. I guzik.
No i się doczekałam. Profesorowi gdzieś zapodział się mój test, ale znalazł - zaliczyłam
To tyle ode mnie na dziś. Dobrej nocy życzę Ja się nie kładę, bo muszę wstać o 7.00