Męczą mnie różne refleksje. Związane z życiem, zdrowiem, ludźmi.
Mam wrażenie, że działanie leków na depresje osłabło. Może się przyzwyczaiłam do nich albo tak mi się tylko wydaję? Może tak dużo dzieje się złego, ze nawet tabletki nie mają mocy żeby pomóc biednej skołowanej głowie i złamanemu sercu.
Myślę sobie. Każdy z nas powinien być z osobą, która chce tego samego co my. Dążyć wspólnie do czegoś, przebywać razem. Być z kimś na dobre to żaden problem. Randkowanie, seks to fajna sprawa. Sztuka być z kimś w tych kiepskich momentach życia. Mimo choroby czuć się potrzebnym i atrakcyjnym dla naszego partnera. Jak ma się czuć narzeczona, która nie pamięta kiedy otrzymała pocałunek od swojego narzeczonego? Jak ma się czuć narzeczona czekająca w łóżku, spoglądająca w okno i telefon. Wyczekująca na swojego ukochanego. Jeśli nasz partner nie ma potrzeby przebywać z nami, dzwonienia, całowania, kochania się, utrzymywania jakiekolwiek kontaktu i bliskości, to czy to jest miłość czy przyzwyczajenie? Wiele razy miałam poczucie, że jestem w danej relacji ponieważ inaczej nie wypada, ludzie są tacy podli i okrutni, że gadają i oceniają. Nikt z nas tego nie lubi więc lepiej robić swoje i unikać takich konsekwencji. Osobiście pierdole ludzi i ich gadanie, chyba z tego wyrosłam. Wiem, że nie zostało mi za wiele czasu na świecie, chce być szczęśliwa, ważna, potrzeba/chciana. To są podstawowe potrzeby każdego z nas i kobiety i mężczyzny, aby trwać w relacji. Czuję, że niezbyt długo pożyje, mimo to wierzę i bardzo chce mieć męża i rodzinę, nawet jak tą rodziną ma być tylko on - mój facet. Nie wiem jak mam żyć i jak kochać. Jestem osobą, która jak kocha to całym sercem. Nie ma dla mnie rzeczy, której nie dam swojemu faceta. Jestem w stanie podzielić się wszystkim co mam. Jedzeniem, pieniędzmi, rzeczami, samochodem - wszystkim. Mam 480 zł zasiłku z mopsu, a i tak potrafię uciułać forsę i zorganizować kolację, kino, koncert, żeby tylko było miło temu mojemu ukochanemu i mnie. Żeby odpocząć i nie myśleć o pracy czy o chorobach i innych przykrych sprawach. Po za tym lubię dbać o swojego faceta, coś kupić coś ugotować. Jestem osobą, która kocha całą sobą. Dla mojego faceta mogę robić złe rzeczy. Mogę kraść mogę go bronić, krzyczeć i bluźnić na wszystkich tych którzy dopierdalają się słusznie lub niesłusznie do mojego faceta. Jestem osobą, która jak kocha swojego faceta, to nie ma świństw w łóżku i poza nim, których nie zrobię. Zrobię wszystko żeby się moja miłość zrelaksowała i poczuła atrakcyjnie. Dla mojego faceta mimo bólu będę pomagała jak mogę, będę wynosić gruz i skakać po drabinie, pracować równo z nim, będę partnerką we wszystkim. Jestem osobą z mocnym sercem, kocham mocno bardzo i intensywnie. Takie osoby mają tendencje do zazdrości. Owszem jestem zazdrosna. BO wiem jakie są suczki koleżaneczki i dziewczyneczki, które lubią mącić BO TAKI MAJĄ POMYSŁ NA ŻYCIE I JEST TO TAKIE KUREWSKO ŚMIESZNE. Uwierzcie mi mam takie koleżaneczki i słyszę mnóstwo takich opowieści jak odpierdalały z czyimś facetem tak po prostu for fun. Moja zazdrość jest rodzajem obrony przed takimi pierdolniętymi laleczkami. Facetowi rośnie ego od takich panienek. A ja mam taka zdolność, ze potrafię osobiście facet urosnął tam gdzie trzeba, nie potrzebne są mi i w moim związku takie jebnięte panienki. Co innego jak facet sam jest takim leszczem i sam zagaduje, jeździ po panienkach i szuka wrażeń. Taki facet sam jest jebnięty i nie warto w takiego typa bawić się. Osobiście uważam, że lepiej pobawić się razem w łóżku lub pojechać sobie gdzieś razem - zbliżyć się do siebie i umacniać ten związek niż wypisywać i spotykać się z innymi panienkami, żeby tylko poczuć się samemu ze sobą hm? Lepiej? To już jest jakaś choroba osobowości lub ego. Dla takiej osoby możecie osrać chmury, oddać majątek wykonać wszystko z Kamasutry, a i tak będzie mało i tak ego będzie niedopieszczone. Dlatego mówię jeszcze raz - nie polecam bawić się w związek z taką osobą. Co to w ogóle za osobą, która woli żalić się i robić nie wiem co z obcą babą lub chłopem zamiast przyjść pod kołderkę do swojej miłości, przytulić się i wygadać, wyżalić?
Tak sobie myślę o mojej tendencji do zazdrości. Kiedyś byłam osobą zazdrosną z powodu np wyglądu. Czułam się chuda, blada i brzydka. Nie jestem bardzo rozbudowaną kobietą. Jestem osobą drobną. Więc jeśli widzę, że mój ukochany ma kontakt z taką laleczką, to jakoś niezbyt czuję się komfortowo. No bo kurwa. Nie podobam się to dlaczego mamy się spotykać. Jeśli podoba się inny rodzaj panienek, to na chuj ja? W myśl zasady potwór nie potwór ale ma otwór? Pierdole. Wolałabym w takim przypadku zainwestować w dobry wibrator lub dmuchaną zabawkę i sobie robić dobrze i wyrwać osobę cud miód śliczną wprost z moich wyobrażeń. Ideału w skali jeden do jeden z moim gustem niż pieprzyć się z kimś kto mi się nie podoba/średnio podoba lub kogo nie kocham. Krotko i na temat? Jeśli mi ktoś nie daje powodu do zazdrości czyli nie oszukuje mnie i nie popisuje się chuj wie czym przed innymi panienkami, to nie wytwarza się we mnie wkurwienie ergo jakiegoś rodzaju zazdrość. Zrozumcie. Jeśli poświęcacie czas nawet w formie pisania, gdzie do ukochanej nie piszecie nawet tych smsów. Jeśli poświęcacie czas dla kogoś innego. Jeśli wyświadczacie przysługi obcej lalce lub typowi. To jak do cholery wasza ukochana osoba ma się czuć i jak ma nie czuć się oszukana i zazdrosna? W tym czasie kiedy bijesz w klawiaturę do jakieś typiary lub jakiegoś kolesia, powinieneś obracać się w łóżku ze swoją miłością, patrzeć jej w oczy jedząc kebaba piękną nocką na pietrynce, śpiewać w samochodzie w podróży do parku w Zgierzu. Rozumiesz o co chodzi? Swój czas poświęcać ukochanej osobie. I nie mówię tutaj - ej nie miej koleżanek czy kolegów. Każdy potrzebuje przestrzeni. Obce osoby czy czyjeś hobby może bardzo wzbogacać związek! Mówię tutaj o takich rzeczach, gdzie ego rośnie, o jakaś obca laleczka lub typ pochwaliła mnie, pod wrażeniem jest oj oj mojej osoby mojej pracy lub mojej kasy. O tym mówię o.
Moje poczucie wartości w chorobie onkologicznej zmieniło się. Nie wiem jak to działa, ale ubieram spódniczki, remontuje twarz i maluję paznokcie... Może umysł tak działa, gdy rak zabiera jakiegoś rodzaju naturalną urodę? Paradoksalnie teraz nie czuję się szczególnie gorsza od innych. Czuję się odważna i silna przez to co robię i jaką walkę przechodzę może to jest powód?
Z innej beczki, trzeba być ze sobą szczerym. Kochanie idą dzisiaj na wódeczkę. Nigdy nie zabraniałam swojemu facetowi wódeczki czy kolegów. Jak widzę, że mój facet jest styrana to sama mu poleję lub wygonię do kolegi na piwo. Jedyny warunek, to bądź do chuja pana ze mną szczery i uwierz mi, że jak wrócisz z tej wódeczki to jeszcze zaliczysz sobie numerek ze swoją ukochaną. A kłamstwo i oszustwo powoduje, że spada mi libido więc z seksu nici. I to nie tylko u mnie tak działa uwierzcie mi. W ogóle kwestia zabraniania czegoś jest dla mnie dziwna. Ja zawsze byłam i jestem szczera w swoich różnych relacjach, w przyjaźni i w związkach, nie ma powodu żeby mi ktoś czegoś musiał zabraniać. Sama mam swój rozum i wiem czego się nie robi żeby nie ranić drugiej osoby. Nie raz kolokwialnie mówiąc zalałam mordkę. Ale nigdy w takim stanie nie poszłam do łóżka z jakimś typem. Nawet w stanie upicia alkoholowego moje morale są bardzo wysoko serio. Jestem bardzo dziwną osobą. Nawet jak jakiś koleś zapraszał mnie na kawę czy to na ulicy czy to w pracy, to opowiadałam o tym swojej miłości bo czułam, że tak muszę, tak będę ok z moim partnerem! Ale ja jestem bardzo wrażliwa i znowu mam wysokie morale po pijaku, a co dopiero na trzeźwo!