No i się zaczęło.
Ważę 55.3 kilo, mam 11 dni, aby schudnąć chociaż troszeczkę.
Postanowiłam nie wyznaczać sobie określonej wagi. Muszę wsłuchać się w swoje ciało, przypomnieć wszystkie triki, sztuczki, zasady...
Wreszcie czuję się kimś, mam określony cel, miejsce na świecie. I tak powinno już pozostać.
Dzisiaj:
rano: brzuszki, przysiady, wspięcia się na palce i cała masa delikatnych ćwiczeń.
8.00- garść płatków muesli (ok.50kcal)
koło 12- duży sok relaksujący z Grycana. Nie wiem, ile ma kalorii, ale na pewno jest piekielnie witaminowy. (kcal. 100? Jeżeli wiecie, dajcie znać!)
Zaraz zjem jajko (ok.80) i przebiegnę się po poligonie. Będę biegać aż gorąc i brak kondycji nie przewróci mnie na ryj.
Do wieczora postaram się pociągnąć na truskawkach (garść ma 20kcal, zjem jakieś 4 garście. Bez cukru i śmietany, oczywiście.).
Dzisiejszy limit wynosi 550. Zostanie spokojnie zrealizowany.
"Nie będzie łatwo, ale bycie tłustym jest jeszcze gorsze."
-x
Abby