I tak oto lecę do kraju pity, fety i gyrosu. Boję się niemiłosiernie greckiej kuchni, ale pocieszam się faktem, że mało jedzenia pomaga schudnąć.
Wracam dopiero we wtorek (nie, nie ten, tylko kolejny). Nie zdążyłem niestety wypożyczyć Potopu i na plaży będę osamotniony w bólu i ucieczce przed słońcem, ale odpocznę przynajmniej od książek.
Życzę wam udanych wakacji... bardziej od moich (niektórzy z was wiedzą, jak :uwielbiam: podróże.