II Poznanie...
Wstałam niezwykle wypoczęta, czułam się świetnie. Była sobota więc nie musiałam szybko pędzić do szkoły. Zjadłam śniadanie i postanowiłam się kawałek przebiec. Ubrałam stare białe spodenki, top na krótki rękawek i wyszłam z domu. Lubiłam tak biegać rano ze słuchawkami w uszach, dobrze mi to robiło. Biegłam przed siebie ale czułam na plecach czyjś wzrok. Oglądałam sie za siebie kilkakrotnie, ale nikogo nie było. - Może zwariowałam ? - pomyślałam. Kiedy biegłam i rozmyślałam o różnych rzeczach, nie zauważyłam że spad ziemi w parku wystawał korzeń drzewa, którego nigdy przed tem nie widziałam w tym miejscu, zahaczyłam o niego i upadłam na ziemię. Ni z tą ni z owąt pojawił się chłopak, ten sam, który dzień przed tem nakrzyczał na mnie w parku.
- Ni Ci nie jest ? - spytał z troską w głosie i uśmiechem na twarzy.
-Dam sobie rade.- odparłam oschle.
- Auć !. - Odparł z udawanym rozgniewanie, a może raczej urażoną dumą.
-Ty nie chciałeś pomocy ode mnie, więc ja nie potrzebuje pomocy od Ciebie. - odparłam.
- Przecież przeprosiłem Cię wczoraj. Tak wogule jestem Jake. Nie zdąrzyłem się wczoraj przedstawić. - Powiedział i mrugnął do mnie swoim pięknym zielonym okiem.
- To od Ciebie ten liścik ?
- Tak. - kiwnął głową.
Zastanawiało mnie z kąd znał moje imię, i dlaczego mnie przeprosił przecież sie nie znaliśmy. Mógł mnie najzwyczajniej olać.