Ostatnio nastały bardzo dziwne czasy. Wszystko pięknie pozaliczane. Jeszcze przyszły tydzień ostatnie egzaminy i w końcu wolne. Możliwe, że 26 maja polecę na jakiś czas na Majorkę. Wprawdzie mam swoje za i przeciw jednak zawsze marzyłam o zobaczeniu i mieszkaniu na tej pięknej wyspie.
Wracając jednak tutaj na ziemię zaczyna się trochę zmieniać. To takie zabawne czytać post pisany około dwa tygodnie temu i wiedzieć jak sprawy są już nieaktualne. W każdym razie K jest ok. Nie mam do niego zastrzeżeń. Tylko niestety sama nie wiem czy jest to coś czego tak naprawdę chcę. Przekonałam się o tym szczególnie wczorajszej nocy i dzisiejszego poranka. Nie wiem co on w sobie ma!
To było cudowne- siedzieliśmy sami w kuchni popijając białą herbatę o smaku cytrusów. Patrzyliśmy sobie w oczy i rozmawialiśmy. O wszystkim. Dowiedziałam się tylu rzeczy na jego temat, że czuję pewne powiązania między nami. Do tego mamy tak podobne poczucie humoru Zaprosił mnie dzisiaj na kawę po zajęciach. Jestem ciekawa czy dojdzie do skutku bo jednak grafik ja i on mamy dzisiaj bardzo napięty. Jednak po rozmowie z mamą i z nim kiedy jedliśmy śniadanie wyszły pewne dodatkowe sprawy. Jedna ucieszyła mnie najbardziej. Nie chcę o niej tutaj pisać, bo szkoda zapeszać. Ale jakby się udało... ahhh! To byłoby cudowanie.
Szkoda, że w niedziele będzie musiał wracać do siebie. Myślę że moglibyśmy być naprawdę świetnymi przyjaciółmi. Z resztą sam początek jak przyjechał. Od razu chciało mi się śmiać. Ma coś takiego w sobie co sprawia, że każda cząstka mnie się relaksuje i czuje swobodnie.
Zamiast skupić sie na USA to ja skupiam sie na Majorce i na nim. Na Amerykę przyjdzie czas w sierpniu.