trochę późno się ocknęłam, ale przeglądałam pisane przeze mnie pliki i znalazłam wpis, który napisałam sobie w wordzie w dniu rozpoczęcia owego roku szkolnego (kiedy to nie miałam neta) wzrorując się na pierwszej części: http://www.photoblog.pl/szyt/6683833
a więc część druga brzmi:
Minęły dwa lata. (...). Idę do szkoły z Karo i Zylwkiem. W rozpuszczonych, rudych włosach i czarnej spódniczce. Mam w sobie tak mało tamtejszej Justyny. Druga klasa gimnazjum jest trudna do opisania. Najpierw obsesja Karo i Niki na punkcie Łukaszka, dzięki czemu chodzimy na strzelnicę. Później warsztaty matematyczne, ślub Sławka z Karo z obrączkami z kapsli od tymbarków. Dzień później rozwód Karo i Sławka tylko po to, aby Sławek mógł w ten sam sposób ożenić się ze mną. Dzień po powrocie z warsztatów już byliśmy prawdziwą parą. Może i to było dziecinne, ale nie żałuję, bo miesiąc spędzony ze Sławkiem do dzisiaj miło wspominam (: Potem wielka kłótnia z Karo, którą pamiętają chyba wszyscy. Kłótnia, gdyż rzekomo chciałam jej zabrać Marcina. Pogodziłyśmy się, ale nie oszukujmy się, między nami już nigdy nie było tak jak wcześniej.
Poznanie Piotrka. Tak bardzo dziwnie występującej osoby w moim życiu, ale za to jakiej fajnej. Osoby, do której do dzisiaj mogę napisać raz na trzy miesiące, a i tak będzie nam się fajnie gadało. Bezsensownie, ale fajnie. Za te wszystkie rady, za słuchanie moich opowiadań jeszcze tak dziecinnych... za to go polubiłam. Pod koniec listopada w poniedziałek zerwałam ze Sławkiem. W tym samym tygodniu, w czwartek poznałam Tomka na strzelnicowych andrzejkach. Mimo dziesięciominutowej znajomości podałam mu swój numer i nie spotykając się drugi raz (ciągle w tym samym tygodniu) w niedzielę już ze sobą byliśmy. We wtorek się spotkaliśmy pierwszy raz, w czwartek drugi, sobotnie spotkanie odwołał. I w tą właśnie sobotę zerwał przez smsa. Nigdy nie przeżyłam i nigdy już nie przeżyję drugiego takiego związku. Trwał on dokładnie 6 dni, a niewiele więcej się znaliśmy. Nigdy nie czułam czegoś takiego dziwnego. Jakbym po raz pierwszy zrozumiała jak to jest zauroczyć się w kimś, mimo że się go kompletnie nie zna. Zauroczyć i nie chcieć tego zatrzymać. Zawsze jak spotykałam chłopaka to widziałam jego wady, zmuszałam się, aby o nich zapomnieć... a w przypadku Tomka nie. Może on nie miał wad? Beznadziejny grudzień. Depresyjny styczeń... z kilkoma fajnymi dniami pod koniec. Pierwszy powrót ze strzelnicy w czwórkę, ja, Emcia, Misiek i Mati. Potem kolejny i kolejny. W końcu pierwszy spacer w dwójkę, ja i Mati. W trochę ponad tydzień później byliśmy już razem. Byliśmy dziwną parą. Początkowo wydawało się, że idealnie się uzupełnialiśmy, stanowiliśmy zgrany zespół i w dodatku bardzo się kochaliśmy. Nie spotkałam się nigdy z drugą tak zwariowaną parą. I w dodatku tak kontrowersyjną, przecież my się różniliśmy dosłownie wszystkim. Nie wiem jak wytrzymaliśmy ze sobą te ponad trzy miesiące. Nie mówię, że było źle, bo nie było. Ale też nie idealnie. Na koniec nie wiedzieliśmy już jak ratować ten związek, staliśmy się dla siebie złośliwi i wredni. Zrobiliśmy sobie przerwę, a wtedy Piotrek powiedział mi, że to jest tylko sposób na zatracenie tego związku... Związku niegdyś wspaniałego, związku pod tytułem 'Mateusz i Justyna'. W tydzień później wiedziałam już, że Piotrek miał rację. Były Juwenalia, czas, który spędziłam tylko z Sylwią. Karo była chora, Nika w Niemczech, więc Zylwek & Me together forever. Pożerałyśmy okropne ilości słodyczy, chodziłyśmy na miasto, gadałyśmy nocami na gadu... Spędziłyśmy więc razem i Juwenalia. Własnie wtedy ja i Mateusz zerwaliśmy. Straciłam plany dwójki dzieci i beżowego domku.
Nie wiem co się stało z nami w czerwcu. Wstawałyśmy rano do szkoły, ale stwierdzałyśmy, że to bez sensu i szłyśmy sobie na lody do Berlinka. A potem do parku. Ewentualnie piłyśmy Powarade na przemian z Cocaine. Maniakalnie grałyśmy w 10 pytań. To był miły miesiąc. Nasza czwórka znów była razem. Jednocześnie to był czas, w którym oszukiwałam Wojtka i Kornela. Na spotkaniu z jednym pisałam esy do drugiego, wracałam ze spotkania z którymś i drugiego spotykałam na ulicy... Wymieniałam esy z nimi na przemian i pisałam w nich niemal to samo. Obu dałam szansę. Nie mieli o sobie zielonego, ani żadnego innego pojęcia. Straciłam ich obu w jednym dniu na początku wakacji. Jeszcze w roku szkolnym, pod koniec.. był koncert religijny w NDKu. Tak, religijny. Religijny metal rock hartcore, na którym tańczyłyśmy pogo pod sceną. Z Konradem. Wepchały mnie na niego. W kilka dni później już rozmawialiśmy na gadu i był bardzo krótki czas, w którym na wyciągnięcie ręki nie miałam Wojtka i Kornela. Miałam Wojtka, Konrada i Kornela.
Wakacje były najbardziej oryginalnymi wakacjami w moim życiu. Nie będę o nich pisać, powiem tylko, że były naprawdę zajebiste. Niby zmieniły tak dużo, a jednak ruda Justynka w czarnej spódniczce 1 września wróciła do starej, poczciwej normy. Jeszcze gorszej niż wcześniej.