`Co do mnie, nigdy nie zawahałem się, by powiedzieć "kocham Cię", to było dla mnie takie oczywiste. Mnie pierwszego to zaskoczyło, bo do tej pory nie byłem królem ani uczuć, ani udanych związków. Ale to było zupełnie co innego. Dość szybko jej to powiedziałem, zdaje mi się, ze już po dwóch, czy trzech tygodniach, a potem regularnie powtarzałem. Po przeczytaniu jej liściku zacząłem ją wprost zalewać wyznaniami, mówiłem "kocham Cię", kiedy trzymałem ją za rękę, powtarzałem "kocham Cię", kiedy ją całowałem, "kocham Cię", kiedy się kochaliśmy, "kocham Cię", kiedy siedzieliśmy bezczynnie, "kocham Cię", kiedy nie miałem nic do powiedzenia, "kocham Cię, kiedy powiedzieliśmy sobie wszystko, "kocham Cię", żeby przerwać ciszę, a kiedy widziałem po jej oczach, że ona zaraz powie mi "kocham Cię", mówiłem to zamiast niej. Widziałem, że jej to sprawia przyjemność , po każdym "kocham Cię" uśmiechała się do mnie, wzruszona, głaskała mój policzek grzbietem dłoni albo przytulała się do mnie. A potem, pewnego dnia, jakieś trzy miesiące temu, wreszcie mi to sama powiedziała . Mam wrażenie, że słowa same z niej wyszły, jakoś tak poza nią. Trochę się cofnęła, a potem rzuciła mi się w ramiona, jakby chciała się ukryć, i bardzo długo mnie ściskała. Oddychała ciężko, ja również.`