20 tysięcy godzin w budzie
Po wypowiedzeniu słów: "dzień dobry, przepraszamy za spóźnienie" w niecałe 40 minut po tym, jak sprzed nosa uciekła mi 114-tka, uznałam, że rok szkolny 2011/2012 oficjalnie i nieodwołalnie się rozpoczął. Mam wręcz wrażenie, że Upiór z opery śpiewa mi nad uchem, że nie ma już odwrotu, spalone mosty, gra pozorów wreszcie kończy się...
Wracając wczoraj wieczorem do domu, spostrzegłam na jednym z murów upstrzonych inskrypcjami dotyczącymi klubu sportowego, za którego kibiców podają się mieszkańcy mojego osiedla, biały, dość duży napis. Mimo że zaczynało się już sciemniać, był widoczny ze względu na kolor farby użytej do jego wymalowania. Rzucał się w oczy z jeszcze jednego powodu, którego nie trzeba nawet wypowiadać wprost. Wystarczy jedynie przytoczyć oryginalne brzmienie sloganu: "W Anglji, w Hiszpani, w Francji, wszędzie...". Quasi-poprawność tych słów pobiła "Witaj w krajinie, gdzie obcy ginie", a nawet sławetne: "Kto to przeczyta, ten chuj i cipa", czyli słowa, które same w sobie stanowią definicję środka stylistycznego, mianowice antytezy, a być może i paradoksu. Chyba nikogo nie zdziwi, że wczorajszego wieczoru zadałam sobie pełnym powątpiewania głosem pytanie: co ja tutaj robię?
Muszę dać upust malkontenctwu i ponarzekać, przynajmniej chwilkę, że straciłam już wszelką ochotę (której, głębiej się nad tym zastanawiając, nigdy nie miałam) na chodzenie do szkoły. Nie umiem, nie chce mi się i mam dość. Jednak jedyne, co mi pozostaje, to odłożyć to na bok i wziąć się za Chłopów, liczby rzeczywiste, et cetera, et cetera...
Dbajcie o siebie i o innych.
Inni zdjęcia: Typowa zabudowa. ezekh114Daleka droga bluebird11... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24