Dzisiaj pierwszy dzień w domu rodziców, wczoraj późnym popołudniem wróciłam.
Czuję, że szybko zatesknię za dużym miastem.
Dziś obiad, składający się z 4 ziemniaków, kalafiora i pieczonej karkówki (zażyczyłam sobie krwisty kawałek, niepodsmażany po wyjęciu z piekarnika), jeden żelek i pół misczki truskawek. Byłam 1,5 h na rowerze i zaraz sie biore za jakieś ćwiczenia siłowe.
_____________________________________________________________________
_____________________________________________________________________
Jest u nas wujek znad morza. Odbierał mnie wczoraj z dworca.
'Marynia, ale zeszczuplałaś...'
Powiedział to też dzisiaj, kiedy wróciłam z roweru. Mam mieszane uczucia co do tych słów...
Dlaczego? Bo boję się... Boję się tego jak mnie mogą postrzegać ludzie... Co będą o mnie myśleć. Kiedyś w liceum dwie koleżanki mnie wyzywały od 'anorektyczek', chociaż wiecznie robie wszystko, by pokazać, że jem normalnie.
I NIE, NIE POTRAFIĘ I NIE CHCĘ SIĘ NIE PRZEJMOWAĆ ZDANIEM INNYCH.
Mieć wywalone na zdanie ludzi, z którymi sie żyje to taka 'pseudo-wolność', taka 'kinder rebeliada'.
Ale nie będę tyć, żeby zadowolić innych. Taka moja mała bitwa wewnętrzna.