Gabrielle. ~ rozdział 31.
Wydawało mi się że przy Nathanielu czas płynie za szybko. Ledwo był pogrzeb mojej przyjaciółki a już minął tyzień. Nasze szczęście udzielało się wszystkim dookoła. Nawet moja matka poznała jakiegoś uroczego policjanta i codziennie spędzała u niego całe dnie. A najlepsze jest to że akceptuje mnie i moją siostrzyczkę.
Obudziły mnie promienie słońca i esemesy jakimi zasypywał mnie Nathaniel. Spojrzałam na kalendarz przecierając oczy. Dzisiaj był już 25 lipca. Zostało niewiele czasu do rozpoczęcia roku a ja nie chciałam by te wakacje minęły. Przy Nathanielu czułam się wolna. Kiedy wstawałam wparadował do mojego pokoju a za nim mój szczeniak. Pisnęłam bo miałam na sobie tylko majtki i jego koszulkę którą mi dał żeby odganiała moje koszmary. Zaśmiał się.
- Cześć piękna. Ubieraj się szybko, śniadanie czeka.. Zabieram Cię dzisiaj na wycieczkę..
Zastanawiałam się gdzie to on chce mnie zabrać ale nie wnikałam w to. Pewnie powiedziałby że to niespodzianka. Poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic. Na szczęście w łazience w komódce trzymałam czystą bieliznę tak na wszelkie wypadki. Wybrałam granatowy komplecik. Wygodny stanik i majtki z krówką na pośladku. Zastanawiałam się co ubrać myjąc zęby i jednocześnie rozczesując włosy. Wyszłam z łazienki w bieliźnie. Wsunęłam na siebie szare spodnie od dresu, luźną turkusową koszulkę i na to ciemniejszą o odcień od spodni szarą bluzę. Wzięłam małą torebkę, wrzuciłam tam komórkę, iPoda, portfel, chusteczki i klucze od domu.Na nogi wsunęłam turkusowe trampki. Grzywkę spięłam spinkami.
- Jestem gotowa do drogi..
Zaśmiał się i zeszliśm na dół. On sam ubrany był w dżinsy, koszulkę i sweterek. Głupio się czułam. Gdzie on mnie zabierał??? Przygryzłam nerwowo wargę. Na blacie kuchennym stały dwa koszyki pełne jedzenia i butelka szklana, wyglądała na butelkę dobrgo i drogiego wina. Zapakowałam swoje śniadanie. Dałam psu wody i psią suchą karmę.
- Chodźmy, głodna nie jestem..
Pokiwał głową. (...) Po godzinie jazdy samochodem i 15 minutach spaceru przez las doszliśmy na wielką górę. Wyglądałajak łąka ale przed nami rozciągały się widoki na całe miasteczko i gdzieś w ddali widziałam autostradę i zjazdy do innych miast. Było przecudownie. Gdy ja podziwiałam widoki Luizjany Nathan już zdążył wszystko wypakować. Odwróciłam się. Na kocu leżały świeczki, butelka dobrego wina, francuska bagietka, moja ulubioona sałatka z warzywami i kuczakiem, do tego owoce, krem czekoladowy, truskawki i bita śmietana. No i chipsy i inne przekąski.
- Zaraz wracam
Zdziwiłam się ale on zaczął iść do samochodu. Wrócił po jakimś czasie z dwoma śpiworami i jakimś pudłem i kocami. No i dwoma dużymi jaśkami. Potem poszedł jeszcze raz, wrócił ze skrzynką z narzędziami, latarką, jakąś lampką bezprzewodową, kolejnymi kocami i materacem dmuchanym. Zmarszczyłam brwi gryząc truskawkę.
- Co to ma być?
Zaśmiał się, odłożył wszystko na bok i usiadł obok mnie. Nie podobało mi się to wszystko ale cóż, musiałam mu zaufać.. a widoki. Może ta wycieczka to nic złego. W końcu wcześniej nie mieliśmy czasu razem przebywać..
- Twoja mama zgodziła się żebyśmy na tydzień odizolowali się od świata pod namiotami.. Jest dość duży więc zmieściło by się tam nawet 6 osób.. Zgodzisz się? Taki romantyczny wypad, spontaniczna decyzja.. Niem ieliśmy wcześniej czasu za bardzo się poznać.. Po za tym nacieszmy się wakacjami tu na miejscu..
Zamiast odpowiedzieć rzuciłam mu się na szyję i go pocałowałam. Tydzień sam na sam z Nathanielem i dziką naturą. No czy może być coś lepszego od samotności.. ale we dwoje ???
dalszy ciąg nastąpi.