Dzień dobry, Kochani!
Dzisiaj mija pierwszy dzień. Nie powiem- był trudny. Nawet nie ze względu na jedzenie, ale ze względu na siły fizyczne. Ćwiczyłam wczoraj tylko dwie godziny i padłam. Tak mnie wykończyły te ćwiczenia, że cały dzień przespałam. Kwarantanna daje mi się we znaki. Całkowicie rozregulowałam sobie zegar biologiczny. Zasypiam o 8 (wczoraj o 12) i wstaję po 10 wieczorem. Teraz właśnie zabieram się za przygotowanie do nocnego treningu. Zamierzam zrobić 1h na orbitreku, godzinny trening siłowy i znowu godzina na orbitreku. Podejrzewam, że będę potem padnięta... Przykro mi się robi na samą myśl. Kiedy miałam pierwszy atak choroby ćwiczyłam po 7 godzin dziennie i nie czułam zmęczenia. Teraz 2-3 godziny i ja nie jestem w stanie funkcjonować. Jednak trzeba przeczekać ten czas. W końcu organizm się przyzwyczai.
Bilans dnia wczorajszego:
3 średniej wielkości jabłka (210kcal) i szklanka truskawek (55kcal)
= 265kcal
Trochę mało. Miałam zamiar jeść 800kcal. Z drugiej jednak strony, do ustalonej przeze mnie kaloryki, miałam ćwiczyć 6godzin dziennie, a ćwiczyłam tylko 2. Więc nie jest tak źle. Będzie lepiej. Już się nie mogę doczekać pierwszych pomiarów w sobotę.
Trzymajcie się w domkach! :)