wczoraj. wysiadam z limuuu. czas: trzy minuty do dzwonka. no to luuz.
idę sobie powoli, aż tu nagle.. sru!
ciemne-białe moce chcą mnie wciągnąć do podziemia! ale ja mówię: no way!
ciągną mnie szlifem. ale szlifując moja dłoń samoistnie układa się w gest supermena!
i pokonuje mokre i zimne moce.
ponadto w szkole jestem 27 sekund przed dzwonkiem :D
wracając, limuu jadąc swoją świetlną drogą strasznie się wlekła i było zimno.
ale.. jak dotarłam do mojego apartamentowca.. to dopiero zaczęła się zabawa!
jedyna droga do spania prowadziła przez bardzo piaszczyste pustynie z lodowcami na obrzeżach!
w dodatku nad tymi wszystkimi górami prowadziła cieniutka linka.
ale co to dla mnie! łapię równowagę i idę! a co!
droga wlekła się strasznie, ale w końcu zrobiło się ciepło.
no i poza tym towarzyszył mi Timboo i Katy Perry :D więc w efekcie końcowym było śpiewająco:
poza tym czuję się jakby ktoś wbijał mi szpileczki w serduszko.
na początku maleńkie, teraz stają się coraz większe. oby nie stały się gwoźdźmi.
przygody, przygodami a my tu nowy rok mamy!
postanowienie: naprawię wszystko co zepsułam.
naprawdę aż tak nie zasługuję na drugą szansę?
szkoda, że nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo boli ta Twoja obojętność.