Sam nawet nie wiem jak zacząć. Jedno z najgorszych przeżyć jakie można doświadczyć jest tak wypełnione bezsilnością i totalnym brakiem kontroli, że trudno to opisać. I nie zależy od ciebie. Mniej więcej wygląda to tak jak na tym zdjęciu - ktoś odchodzi, a ty możesz tylko patrzeć i stać. Co prawda nie musi tak być, czasem ten ktoś pozwala ci pobiec za nim, ale... Nadzieja jest słodka.
W takich chwilach dochodzę do wniosku, że światem rządzi niebywały przypadek, który ma w dupie nas wszystkich. Dlatego ciupnę coś takiego:
Czarkowi
Poprzeszywani wyszli na drogi
Ich szwy i nici tak różne od siebie
Dużo po klęsce podnosi z podłogi
Swe ciała zszyte epizodycznie w potrzebie.
Siecią rozpostartą trą się, nić po nici
Rwą się, raz po raz złączone organy
Ten z głowy do ręki innego rozpalony jak wici
Widzą się, ślepiami bez oczu, mimo, że ściany
stoją pomiędzy.
Lecz to przypadek, że ten omotał tamtego.
Że jego głowa wypluwa nicią w zaręcze drugiego
Że ten czuje każdy skurcz mięśni przy chwycie drugiego
Że widzi okiem, co z niego szyje nić, brud za paznokciem tamtej ręki!
To przypadek, że ten widzi w wadach ideał
Że rozumie głową bezmyślność palców u dłoni
Że widzi ślepotą bezradne dotyki miejsca bez skroni.
"Przed nami piękne i smutne wody ciemnej toni."
Aż nagle nić przeszkadza i ręce i dłoni
Urywa cienką linkę szarpnięciem nagłym
Nić leci na stronę ręki, głowa się nie schroni.
Urwana wylatuje poza horyzont; nie ma, znikła...
Ciało pada, nić zerwana.
Depczą inni, wszyscy nici w myśl wrzucają.
A ten w szoku. Przecież to była ręka ukochana.
Powodzenia, Czarek.