Ach, Poezjo, piękne czasy,
Patrzę lustra tak gładkiego, tak drogiego niczym życie
Lustra szczęścia i wdzięczności
w które patrzeć mógłbym gładko
- widzieć cienie na mojej osobie
wytrzeć je dotykiem i mokrymi łzami
Strach jest tylko - mógłbym patrzeć na nie rzadko.
Szukam Drucha niczym bastion.
Tak trudnego jak me słowa,
Jak me wije myśli ostrych
Ściskać by mnie musiał w głodzie
Bić w czułości i wahania,
Stałby dumny ponad ciała.
Wątpliwości moje tylko - żyć mu ja bym nie dał,
zsunąłbym go na spalone stosy.
Za pożywką się oglądam
Budującą moje dłonie,
Moje przestrzeliste palce,
Moje słońce bez zachodu
Tuszne tak jak myśli wieszcze
Niezrównane i nie zwalczające głodu.
Kpię ja tylko, że kaprysy mego słońca
niszczą płomień własnych ogni.
Ja przygwożdże się do trumny
I zaniosę się na plecach
Pośród ludzi, gdzie tak cicho.
Ja pochowam się w tę trumnę,
Nie pod ziemią - Ja! Nad niebo!
Może w tym nagrobnym stanie
Oko bystrzej dojrzy czego szukam,
Może ja po prostu, Boże,
Oka nie mam i sam znikam...?
|3.