Pytasz mnie. Dlaczego? Po co pytać? Po co pytać, skoro posunęliśmy się już tak daleko, że stać na stwierdzenia typu "kocham kłamstwo"? Absurd! Czy każdą uzyskaną odpowiedź powinniśmy obracać? Odczytywać jako antagonizm prawdy? Nie pytaj. Jeśli chcesz prawdy, zaczekaj, przekonaj się. To co Ci powiem i tak minie się z faktem, bo wiesz... ja nie do końca wiem, kim tak właściwie jestem. A może Ty mi powiesz? Powiesz mi, że kochasz kłamstwo. Widzisz, ja nie. Kiedy za uśmiechem kryjesz smutek, to wciąż jest kłamstwo. Nie, to nie jest mniejsze zło. Ono nie istnieje. Prawda jest dobrem bezwzględnym, z uwagi, na jej prawdziwość pośród kłamstwa, w jakim się zatraciliśmy, w które zapadamy się coraz głębiej i głębiej, jakoby w bagnie. Im bardziej próbujemy się z niego wydostać, im bardziej się wiercimy i skręcamy, tym głębiej, tym mniej możemy wysięgnąć, by złapać się brzytwy. Brzytwy nikt nie poda. Przestań się skręcać, popatrz do góry. Popatrz w niebo. Może zjawi się ktoś, kto położy się, złapie za rękę i pociągnie ku górze. Może uda się po pomoc. Może okazać się, że prócz nieba, które zawsze daje ukojenie, nad Tobą są gałęzie. Nisko zwisające gałęzie, do których sięgniesz na tyle wysoko, by się wyciągnąć. Tylko dlatego, że przestajesz się skręcać odpowiednio wcześnie. Tylko dzięki temu, że godzisz się z tym, co następuje i czekasz. Czekasz, być może, by umrzeć. Może, by żyć?
Nie będę roztrząsał, nigdy tego nie robiłem. Nie będę miał za złe. Nigdy nie miałem. Dlaczego miałbym komukolwiek mieć coś za złe, skoro sam żyję tak, że największą krzywdę wyrządzam sobie sam? Dlaczego miałbym komukolwiek mieć coś za złe, kiedy wszystko, co złe mnie od kogokolwiek spotyka, jest niczym przy złu, którym ja dzielę między kimkolwiek? Mam wielki wór zła. Robię za dobrego wujka. Przywożę, przynoszę zła ile udźwignę i rozdaję, by nikomu z Was nigdy go nie zbrakło. Potem się bawię, udaję, żem dobry, że wszystko to złudne, a zło, okazało się dobrem. Wierzycie. To przykre. Chociaż tak wyraźnie to mówię, nikt w to nie wierzy, a gdy znów tak zrobię, nieświadomi niczego uwierzycie, ja znów wspomnę te słowa. Wobec takiego zła, nie mam komu i czego mieć za złe na świecie.
Nic nie mam nikomu za złe, bo nie uznaję zła. Widzę w Was dobro i je tylko przed swoje oczy wyciągam, bo po cóż mam patrzeć na powierzchowność, skoro "kocham kłamstwo"? Powierzchownie "kocham kłamstwo". Powierzchownie, tylko tyle o mnie wiesz. Tylko tyle Ci mówię.
Przepraszam, że wciąż cytuję Twoje dwa słowa, ale tak wyraźnie i mocno do mnie trafiły. Tak się w nich zadurzyłem. Są kwintesencją wszystkiego, wyrażeniem człowieka.
Właściwie, już zupełnie szczerze, naprawdę nie mam za złe.
Tak po prawdzie, brzydzę się całym tym kłamstwem, wierzgam i skręcam się, i zapadam dalej.
Tak do reszty... chciałbym się przestać wiercić.
Bo może się zdarzyć, przecież może... że ktoś właśnie kładzie się na tym bagnie, by wyciągnąć mnie zeń.
Bo może tak być, że są gałęzie, które pochwyciwszy mógłbym wyciągnąć się.
Nowa, mała Stachuriada... - tyle o mnie.
Co do Edwarda - "Pokocham Ją Siłą Woli", "Pogodzić Się Ze Światem", "Cała Jaskrawość". "Siekierezada" i kilka innych.
Bez podtekstu, bo życie nie jest podtekstem. My nimi jesteśmy.
My wszyscy jesteśmy podtekstami życia, zamiast być usosobieniem jego prostoty.
Bez więc podtekstu, a niech co my rysujemy, naszym dziełem będzie, choć może nie znaleźć się nigdy na papierze.
:*