do dupy z takimi świętami.
nic nie czuć. nic.
pomijając pyszne zapachy z kuchni.
gdzieś w pamięci przewalaja mis ię wesołę, dziecinne wspomnienia.
wspomnienia typowo świąteczne, bez tej rozterki z braku nastroju.
doskonale pamietam te święta spędzane w Czernikowie....przez huu i jeszcze więcej lat spędzane w pokoju z dzikami na podłodze, a ostatnei wspólne dwie w drugim pokoju, z powodu większej liczny uczestników....
nie,w cale nie chcę wrócić do tamtych Wigilii, były sztuczne jak jasna cholera, a atmosera tak gęsta, ze bez trudu mozńa było wieszac siekiery w powietrzu.
niegdy chyba ie widziałam takmistrzowsko zakamuflowanego kłamstwa i to jeszcze przy Wigilijnym stole.
a niech ich tam.....
na ten jeden.....czy moze raczej trzy dni w roku chciałabym byc znowu dzieckiem.
topić sie z kuzynką w śniegu, byc topioną przez psy w tymze samym śniegu, wozić sie jak panisko na sankach ciągniętych przez wujka po lodzie, robić występy na niby skrzypkach i niby gitarce przed całą rodziną modlącą sie o koniec tej katorgi...
tak....
i wyczekiwanie na mikołaja, który przecież zawsze tajemniczo zostawiał prezenty na dole, przy schodach huhu ^^
co to było...cała choinka zawalona prezentami, a na jej gałązkach od zcasu do czasu słodkie, cukierkowe pałeczki.....dobre swoja drogą.
ciotka gotować może i umie, ale jakoś nie pamiętam nic szczególnego.
poza pierogami : p
nastrój był.
i śnieg był.
a teraz....
a teraz to nie wiem.
prędzej bym sobie cos ucięła niż pojechała do nich na Wigilię. bo to nei o to chodzi.
ale jak tak dalej pójdzie....
to najukochańsze swieta....staną się mi....
obojętne.....?