Tęcza.
Ma dwa końce, pierwszy znaleźć łatwo, dopiero do drugiego dociera się tak prosto jak i do Mordoru tolkienowskiego. Tylko, że znajduje się tam garnek złota. Na końcu tęczy.
Naturalnie, każdy garnek jest inny. Sama mam wrażenie, że przez te wakacje, odnalazłam kilka. Kilka drugich końców tęczy, kilka skrzynek ze złotym wyposażeniem.
Nie. Nie wygrałam w totolotka.
Najzwyczajniej w świecie, jakkolwiek pospolicie by to brzmiało, znalazłam. Przyjaźń, miłość. Warto było pod koniec czerwca tłuc się całą dobę autobusem z nieznanymi ludźmi, żeby potem ich poznać. Warto było euforycznie upić się z Ewką. Warto było moczyć w cholernie zimniej rzece nogi z Almare. I spotkać innych francuskich świrów.
Przede wszystkim warto było kilka miesięcy temu zrobić urodziny. Jasne, urodziny w styczniu i ja teraz o tym wspominam. A, tak. Bez wyjaśnienia. Nie muszę.
Wracając, znalazłam swój koniec tęczy. I swój garnek złota. Ma ręce, nogi i inne takie, które wchodzą w podstawowe umeblowanie tak zwanego faceta. Lucky you.
Czwarta nad ranem.
Ja sprite, Ty pragnienie? Odwrotnie? Wszystko, tylko, żebyś był.
;*