Wreszcie nadeszła wiosna. Obudziły się z zimowego snu nie tylko owady i płazy ale także żużlowcy. Nie mogłem przegapić pierwszego oficjalnego treningu „mojej” drużyny. Dołączyła do mnie - na własną prośbę - A. Gdy zawarczały motocykle i zawodnicy wyjechali na tor, zatkała uszy palcami. W tej pozycji spędziła niemal godzinę, a potem przyzwyczaiła się do hałasu, albo ogłuchła. Jutro sprawdzę ;). Nie mogłem zmusić jej do opuszczenia stadionu – czyżby także połknęła bakcyla?
Speedway uchodzi za sport dla plebsu – na trybunach widzi się towarzystwo popijające piwo, a słownictwo kibiców nie nadaje się do cytowania. Co ja tam robiłem, w dodatku z dzieckiem? Nie potrafię tego wyjaśnić. Czarny sport ma w sobie jakiś magnes. Niepowtarzalny zapach spalanego metanolu, warkot maszyn wprawiający w drgania wszystkie trzewia i ogromne emocje. Wiele razy spostrzegałem, jak krzyczę z euforii podczas wygranej walki na torze, albo wyginam ciało, by pomóc w skręcie naszemu zawodnikowi. Tego stanu nie da się odtworzyć przed ekranem telewizora, nie da się też w pełni zrozumieć, jeśli nie uczestniczyło się w jakimś dramatycznym pojedynku żużlowym.
Do rozpoczęcia sezonu tuż tuż...