Zapewne wszyscy sobie wyobrażaliśmy samych siebie za 10/20 lat, były to najprzeróżniejsze wizje. To byliśmy my u szczytów naszej sławy, lub na samym dnie, czasem byliśmy urzędnikami za biurkiem, a kiedy indziej osobą przemieszczającą się z miejsca na miejsce. Najróżniejsze były przyczyny naszych wybiegań w przyszłość. A czy ktoreś z nas myślało przez dłuższy czas i na poważnie o tym co będzie z nami za ok. 65 lat ? Mając te 80-85 lat, nie oszukujmy się - będziemy już na schyłku naszego życia. Specjalnie użyłem tutaj wyrażenia "naszego życia" zamiast naszych żyć ( bo żyjemy dla innych, a nie dla siebie ). Jak wtedy będziemy myśleć, co wtedy będziemy robić ? Czując nieuchronnie zbliżającą się śmierć nagle postanowimy żyć pełną piersią ( jednocześnie czując, że za późno bo dużej części czynności nie będziemy w stanie zrobić, lub po prostu nie będzie dla nas w tej części aktywności życiowych miejsca ), czy pogodzimy się z faktem, że umrzemy, załatwimy wszystkie swoje sprawy i odejdziemy ? Czy każdego dnia będziemy siedzieć przy oknie/ tarasie i patrzeć się na krajobraz ( w złym przypadku - miejski, w lepszym - spokojniejsze dla starych ludzi widoki wiejskie ), czy... no właśnie co ? Co zrobimy z poczuciem bezsilności wobec nieuniknionego ? Czy patrząc na zachody słońca będziemy żałować, że za młodu nie przyglądaliśmy się im tak często jak teraz ? Czy kiedy zaczniemy wspominać nasze życie dojdziemy do wniosku, że przeżyliśmy je dobrze ? Że rodząc się bez celu w życiu - znaleźliśmy go i wypełniliśmy...?
Wolę prawdę od kłamstwa, po tym jak umrę, nie będzie nic, piekła, nieba, taki ładny pogrzebik mi wystawią i tyle. Trzeba się z takimi faktami pogodzić i przygotowywać od samego początku, pełna świadomość nieuniknionego trochę łagodzi ból, ale nigdy go całkowicie nie uśmierzy. Trzeba złapać życie za jaja i żyć tak jak się samemu chce, a nie pod dyktando innych, życ tak, aby pod koniec powiedzieć sobie - dobrze przeżyłem swoje życie i odejdę z całym bagażem doświadczeń, zostawię cząstkę siebie na tym świecie. Nie będzie odkryciem stwierdzenie, że życie to krótkie chwile, bo to właśnie one pozostają najdłużej w pamięci, nieważne czy były to smutne czy szczęśliwe chwile, ważne, że jakieś były. Życie pod koniec życia nabiera smaku, ale powinniśmy wyrobić sobie już teraz kubki smakowe, żeby poczuć cała faerię barw na naszym języku.