Wczoraj po 22 wróciłam do Krakowa z jedenastodniowych wakacji. Było super.
Ale zacznijmy od samego początku&
Wyjechałam w niedzielę o 5 rano. Bardzo ciężko było wstać, bo przestawiłam się na chodzenie spać ok. 1 a wstawanie o 9-10. W pociągu jak to w pociągu podróż długa, bo w Stargardzie Szczecińskim byliśmy po 14. Była śmieszna sytuacja bo pierwszy kondukt, który kasował bilety patrzył się cały czas na mnie. Pod koniec powiedział patrząc na moja legitymację Pani jest śliczna i na zdjęciu i w rzeczywistości. Whattttt? Pomijam fakt, że ani tu ani tu nie wyglądam ładnie.
Gdy dojechaliśmy przywitał nas wujek Piotrek z żoną Elą. Pojechaliśmy po deski i żagle winderfingowe. Pojechaliśmy do Ińska. Jechaliśmy 30km tak wolno, że myślałam, że oszaleję! Jechaliśmy tak wolno, bo mieliśmy te głupie deski, które niepewnie się telepały& Zjedliśmy opad, trafiłam na pechowego kotleta, który był gumowy, więc możesz sobie tylko wyobrazić jak w aparacie ciągnę, bo nie powiem, że gryzę kotleta. Ale dla głodnego wykończonego turysty kotlet nie był problemem. Już wieczorem miałyśmy pierwszy kontakt z ów deskami. No ale w skrócie. Codziennie przyjeżdżał ktoś inny, więc tak etapami się witaliśmy i poznawaliśmy. Ogólnie rzecz biorąc codziennie cos się działo. Pogoda nam się udała, ale była super zmienna. Raz wisiały chmury, które wyglądały groźnie, po czym żarówa, więc tylko się rozbieraliśmy i ubieraliśmy. Rano jeździliśmy na rowerach, potem obiad, potem winserfing, czasem kajak czasem żaglówka, która wypożyczaliśmy lub rowerek wodny, a wieczorem scrabble lub set. Kilka zrobiliśmy sobie grillow. Ponieważ w towarzystwie byli lekarze, wiec mielismy super trunki. Zasmakowałam rozmaitych ryb, a za nimi nie przepadałam tak już mówię w czasie przeszłym. Było bardzo przyjemnie. Najważniejsze, że poznałam rodzinę. Odpoczęłam. W sumie nie było zbyt czasu na czytanie gazet czy książek. Cały czas coś się działo. Do tego była dwójka dzieci Kupa (3,5 lat) i Natalka ( 6 miesięcy). Słodziaki kochane! Z Kubą był znacznie większy kontakt i gadał dużo. Np. jak jechaliśmy na wycieczkę rowerową i siedział w siodełku za swoim tatą i rower podskakiwał przez górki, kamienie i mół to Kubuś mowił, że mu Mózg skacze w ogóle miał super słodkie minki. Najbardziej mnie zauroczył jak uczyłąm się na winserfingu i wpadałam to wody to krzyczał Lucia! co ty robisz?, a jak wychodziłam na deskę to krzyczał Lucia! Nie poddawaj się! Dasz rade!. No kochany!
Zobaczyłam, że prawdziwe pary istnieją. Widać w nich przyjaźń, wsparcie. Mężczyźni pomocni, pomogą przy dziecku., umyją naczynia. Oby tak miała każda kobieta w zyciu.
I ważna cecha - optymizm!!!
A zdjęcie jest to najlepsze zdjęcie tegerocznego spotkania rodzinnego. jak ogladalismy z rodzinka zdjecia to sie zasmiewalismy z niego. Otoz... ZAGADKA!
CZEGO BRAKUJE NA ZDJECIU?
Otóz brakuje mnie. Jacek ktory mial aparat wodoszczelny podplynal do mnie zeby mi zrobic zdjecia z bliska. Ja wpadalam do wody a zagiel przez moment stal pionowo, co widac na zdjeciu. Ja jestem pod woda.