Nie ma we mnie gniewu, nie ma nienawiści, przecież rozumiem, czasem, życie jest zbyt ciężkie i traci się siłę by je nieść, w pewnym momencie przestaje się widzieć słońce i zapomina uśmiechać. A ciężar narasta aż staje się większy od Ciebie i pożera Cię nie zostawiając żadnych dowodów, że istniałeś naprawdę. Myślę, że to właśnie uczucie teraz mnie zamieszkuje. Obserwuje świat siedząc za oknem, szyba osłania mnie od zimnego powietrza równie dobrze jak od emocji. Palę kolejnego papierosa, mijam mnóstwo ludzi, żyję a jednak mnie nie ma, jestem nieobecna, zamyślona, odsunięta od pozostałych istnień. Wcale nie przeszkadza mi samotność ani nie możność znalezienia w sobie jakiegoś hałasu, który otworzyłby uwięzione emocje.
Pokorna, bo w sobie mam tylko Ciebie. Myślę, że jeśli słyszysz moje myśli to musisz się na mnie nieźle wkurwiać. Gdybyś mógł powiedziałbyś mi "Karo, ogarnij się" tym tonem wyrażającym zirytowanie, ale jednocześnie troskę. Myślałam, że wszystko ze mną dobrze, że jakoś to znoszę, ale najwyraźniej tak nie jest. Tęsknota ściska mi serce, czasem czuję się jakby ktoś mnie podtapiał. Jest tak, jakby ktoś czekał, aż pod wodą pogodzę się z tym, że już nie będzie dobrze i już nigdy nie zaczerpnę powietrza, a później mnie wyciąga, dając nadzieję, że nic takiego już się nie stanie. Biorę jeden oddech, płuca napełniają się tlenem i nagle znowu ląduję pod wodą. Ale przyzwyczaję się. Przecież nie mam innego wyboru, prawda?