Zabluźniłem pod Niebiosa czerwienią skąpane
zawróciłem Ziemia by usta twe posiąść
na szkarłatnej murawie złożyłem ciało
po co....
by samemu pozostać
w mej krainie nie ma już ołtarzy
słońce wstać już nie chce
rozrywający szept
dłoń...
chmura wyciągnięta w nienaturalny palec wytykając błędy
ja niewolny od nich....
Rozmazałem krew na lustrze by się przejrzeć raz jeszcze
by zobaczyć to czym byłem
by zrozumieć to czym będę
gdzie te skrzydła śnieżnobiałe
gdzie te oczy
te wersety
teraz w klatkach zamykane
utracone priorytety
aja?
spojrzeć jest nie godzien
za te słowa co na co dzień
przestały być mi bliskie
zamykając się na wszystko
teraz ginę
cud prostoty
teraz plączę się ukradkiem
tak by istnieć
żeby kochać
to co pierwsze jest ostatnim
teraz ty, pomniesz mnie nocą
kedy księży jasny świeci
że ja klnąłem pod Niebiosa, tam gdzie teraz gwiazda świeci
a ta gwiazda
ukochana
moja miłość niespełniona
tak daleko jak jej usta
ukochana ma
Iwona...